rym rozsiadła się ropucha. — Jendruś, nie rusz, to be! — krzyknęła tak gwałtownie, że Jędruś, który się już wysunął, ażeby „tiutkę“ swoją odebrać, cofnął się i szeroko rozwartemi oczkami patrzył na mamę, nie mogąc zrozumieć, co jej się nagle stało.
— Tiutka ciacia! — zapewniał, rozkładając rączki.
— O jakież to głupie dziecko! — jęknęła matka — i ropucha dobra mu do zabawy.
Wyniósł Wojciech łopatę z komory: co ropuchę weźmie na nią — ropucha hyc! i już jest znowu na ziemi. Jagna darła się w niebogłosy za każdym poruszeniem ropuchy, która, jakby na złość, zawsze spadała jej pod nogi. Burka szczekała niespokojnie, a Jędruś, któremu nadzwyczaj podobał się żółty brzuszek „tiutki“, nakrapiany ciemnemi plamkami, śmiał się i klaskał w rączki, uradowany, że jego „tiutka“ takie wywołuje wrażenie.
Po parokrotnych bezowocnych próbach, udało się wreszcie Wojciechowi utrzymać ropuchę na łopacie i wynieść ją na dwór.
Jędruś pobiegł za nim:
— Moja tiutka! — zawołał nagle zaniepokojony. Bo może tato nie wie, że to jest „tiutka“ Jendrusia, którą Jendruś sam znalazł i sam sobie przyniósł ze sadu.
Ale tato szedł naprzód i zatrzymał się dopiero przy sadzawce, która miała wodę ciemną i cuchnącą i nazywała się „gnojówką“.
— Moja tiutka! — powtórzył Jędruś i rozpaczliwie uczepił się tatowego buta.
Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.
30