niana tak mocno pachnie ziołami, że Jędruś, kołysany miarowym ruchem maminych ramion, wspiera główkę na jej piersi i budzi się dopiero, kiedy go mama postawi na ziemi i, ocierając pot z czoła, mówi:
— Zbudź się, Jendruś, już kościół.
I znowu tata bierze go na ręce i wnosi do dużej, dużej izby. Jędruś patrzy i widzi przed sobą i wszędzie dookoła same głowy, głowy, aż mu się we własnej głowinie mieszać zaczyna — aż tu mama mówi do niego po cichu:
— Przeżegnaj się, Jendruś, to Bozia.
Więc kładzie Jędruś rączkę na czubek główki i mówi „imi ocia“, potym na brzuszek „sina“, na ramieniu „dusia“, jeszcze na drugim „fisiento“ i wkońcu „ament“. Mama uśmiecha się do niego, a baby wkoło szepczą, że Jędruś jest bardzo grzeczny i mądry, chociaż taki maleńki; potym patrzy Jędruś na płomyki świec migocących gdzieś daleko, słyszy, jak grają organy, słyszy, jak tata śpiewa grubo, grubo, a mama cieniutko, cieniutko, a potym wszystko zlewa się w jeden chaos: śpiewu, dzwonienia dzwonków, buczenia organów i mocnej woni kadzidła, którym oszołomiony Jędruś zasypia znowu i budzi się dopiero w domu.
Wszystko to Jędruś bardzo lubi. Więc kiedy go mama posadziła na przyzbie i powiedziała: „Grzej se Jendruś główkę do słoneczka, żeby ci włoski uschły, a nie odchodź nikaj, póki sie mama nie wróci, bo dostaniesz!“ — Jędruś wyprostował się w swojej niebieskiej sukieneczce i spojrzał z zado-
Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.
36