Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.
37

woleniem na swoje nóżki w białych pończoszkach i buciczkach nowych.
Potym popatrzył za mamą, która miała dzisiaj aż pięć spódnic nakrochmalonych na sobie i była taka szeroka, że ledwie w drzwi chaty zmieścić się mogła. Mama weszła do izby, wyniosła Marysię i oddała ją sąsiadce, która obiecała przypilnować dziecka. Potym znikła w obórce, a Jędruś patrzał za Burką, która, biegnąc za sąsiadką, niespokojnie szczekała, nie mogąc zrozumieć, jakim prawem osoba obca gospodarskie dziecko niesie do swojej chałupy.
Nieruchome siedzenie prędko się jednak sprzykrzyło Jędrusiowi. Oglądnął się, czy mamy blizko niema, potym spuścił jedną nóżkę — drugą, i szybkim ruchem zesunął się na ziemię. Teraz dopiero poczuł, że buciczki nie są przyjemnym wynalazkiem. Nóżki się w nich krzywiły i ani rusz nie chciały iść tak, jak chciał Jędruś. Stawia Jędruś nóżkę prosto, nóżka wygina się do środka i bęc! już jest Jędruś na ziemi. Raz i drugi się przewrócił, ale po paru próbach doszedł aż do kaczek, wygrzewających się na słońcu, na brzegu sadzawki. Na widok Jędrusia wszystkie kaczki wrzasnęły jednogłośnie: „kwa! kwa! kwa!“ — a Jędruś się przeląkł i nawrócił w drugą stronę. Nagle stanął.
— Chodź, chodź — zawołał ktoś wyraźnie na niego.
Słucha Jędruś, ogląda się, nikogo nie widzi.
— Chodź, chodź — woła znowu głos jakiś, jakgdyby z sadzawki.