Jagna, płacząc ciągle, odprowadziła go do wrót. Wojciech zatrzymał się jeszcze.
— Trzaby, Jagna, dać Jędrkowi naukę — rzekł.
— Jużci, wiem, że trza.
Zaparła wrota i powróciła do izby, ocierając oczy rękawem koszuli.
Tu spojrzała na Jędrusia i uspokoiwszy się, że przymusowa kąpiel w gnojówce nie pozostawiła żadnych śladów na różowej buzi synusia, z westchnieniem przebrała się w codzienną, dobrze już zniszczoną spódnicę i fartuch, nalała wody na balję i wzięła się do prania spódnic, fartucha i sukienki.
Jagna prała i prała, raz wraz spoglądając na Jędrusia. Wypraną bieliznę rozwiesiła na płocie, podniosła porzucony skopek, z którego mleko szeroką strugą rozlało się po podwórku, a potym poszła do sąsiadki, ażeby odebrać Marysię.
Jędruś tymczasem biegał po izbie, jakby nigdy nic; uszczęśliwiony, że się pozbył sukienki, koszulki i bucików, czuł się swobodny, jak nigdy, i cała izba rozbrzmiewała jego śmiechem. Gramolił się na łóżko i zjeżdżał po pierzynie na dół, tarzał się po ziemi z Burką, wtulając mokrą, rozwichrzoną główkę w jej miękkie kudły.
Jagna nie wracała dobrą chwilę. Musiała opowiedzieć sąsiadce całe zajście...
Jeszcze raz spłakała się nad zniszczoną przyodziewą, a kiedy, powracając do chaty, usłyszała odległy dzwon kościelny, wzywający „naród“ na sumę, serce jej ścisnęło się takim żalem, że musiała mu
Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.
40