Ciężkie czasy nastały teraz dla Burki. Gospodarz i gospodyni całe dni spędzali przy sianie, a że łąka była dość daleko od chałupy, bali się na tak długo zostawiać dzieci same. Brał więc Wojciech grabie na jedno, a Jędrusia na drugie ramię, Jagna dzbanek z wodą i Marysię w poduszeczce i płachcie i dalejże na łąkę! Ach, cieszył się Jędruś, cieszył, aż skakał z radości na ramieniu tatusia, zapominając o Burce, którą zostawiono w domu dla pilnowania gospodarstwa. Biedna Burka, widząc zbierających się gospodarzy, jak opętana biegała po całym podwórku: raz wraz chwytała w mordę któreś szczenię, pragnąc z całą dziatwą podążyć za gospodarzami, a właściwie za Jędrusiem i Marysią, do których najsilniejszą czuła przynależność. Ale szczenięta były za ciężkie, więc Burka skomliła żałośnie nad niemi i znowu biegła do wrót, nie mogąc się rozstać z Jędrusiem. Jędruś wychylał z za pleców ojca rumianą, roześmianą buzię, machał na nią rączką i wołał: Bulta! ciucia! chodź! chodź! — nie rozumiejąc, jaką walkę słowa jego wywołują w sercu Burki. Na głos Jędrusia, Burka zrywała się i, porzuciwszy dzieci, biegła dobry kawałek za Wojciechem, usiłując jęzo-