Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.
63

powtarza z czułością i wyciąga rączkę ponad miskę, chcąc pogłaskać świecącą łuskę tiutki. Nie zdążył jednak spełnić swego zamiaru, bo tiutka, poczuwszy zakołysanie się miski, wyciągnęła szyję, podniosła łebek i, patrząc na Jędrusia czarnemi, przenikliwemi oczkami, syknęła złowrogo, wysuwając z pyszczka rozdwojony języczek.
Przestraszył się Jędruś, cofnął rączkę, a tiutka spokojnie dalej pić zaczyna.
Nachmurzył się Jędruś — i spojrzał na tiutkę nieufnie. Dał tiutce swego „mlika“, dał swoich „klup“, a tiutka chciała go „ujeść“. Na złość tiutce sięga łyżką do miski i zaczyna jeść prędko, prędko, żeby dla tiutki nic się nie zostało.
Ale tiutka nic sobie z tego nie robi; wpuściła pyszczek do miski i ciągnie, a ciągnie mleko.
Przypomniał sobie Jędruś mamine słowa:
— Nie papaj siamo mliko! Papaj klupy — krzyknął i patrzy, czy go też tiutka usłucha.
Gdzie tam! Tiutka nie boi się go wcale, mleko pije, a krupy het zostawia.
Tego Jędrusiowi za dużo! Jak nie odwinie piąstką z łyżką:
— Nie papaj siamo mliko! Papaj klupy! Klupy! — wrzasnął czerwony z gniewu i bęc! bęc! bęc! tiutkę po łbie i grzbiecie.
— Jezusie! — rozległ się nad główką Jędrusia okrzyk przerażenia Jagny, która nadeszła zobaczyć, czy Jędruś skończył jeść obiad, i zanim Jędruś zrozumiał, co się dzieje, mama go porwała pod paszki, uniosła z ziemi i jak piorun wpadła do izby.