źośtalo, mamuńka wie?“, o Wiśle, co do wody „skocyla“, a potym „tsęsla się, jak fontanna“ i o sroczce, co jeszcze „na wlonkę nie wylosla“, a już kiwała ogonkiem do Krakowa, żeby tatuśko prędzej przyjechał.
Kita, ukryta pod fotelem, spogląda niechętnie na żywą giestykulację małych rączek, zrzucających z pośpiechem białe futerko i kapturek, to znowu pocierających karczek z desperacji, że „mamuńka musi tak ciągle lezeć, lezeć i lezeć!“ Kita zna dobrze te krótkie różowe paluszki, które nieraz, przychwyciwszy ją znienacka, niemiłosiernie duszą do piersi, poczym następuje niezliczona ilość pocałunków, składanych w bure futerko i przeplatanych okrzykami:
— Moja! moja! moja! Kita! Kita! Kita!
Kita mruży oczy, wsuwa łebek w piękną kokardę z czerwonej wstążki, i duma nad szczególniejszym upodobaniem swojej pani do tego hałaśliwego i krzykliwego stworzenia. Kitę dziwi to niezmiernie, jak przy takim ściskaniu i tarmoszeniu pani jej może mieć tak rozjaśnioną minę, jakby ją wielka przyjemność spotkała.
— Musi mieć skórę dużo twardszą od mojej — pomrukuje z cicha, gładząc bury nosek to jedną, to drugą łapką i czeka niecierpliwie, żeby tupot nóżek oddalił się jak najbardziej od jej kryjówki.
Kita nadewszystko lubi spokój.
Na szczęście Kity, ledwie Halunia wyzwoliła się z krępującego ją okrycia, porwała lalki pod pachę i już biegnie w podskokach do sypialnego pokoju,
Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.
71