Patataj nie wróci tak samo, jak mąż Baranny, bo nie wie, że rycerz już jedzie do niej, tylko jest jeszcze daleko — daleko... I Tup-Tup płacze, i tak jej smutno, że aż idzie naprzeciw. Tup, tup, tup, tup, tuptają jej nóżki. Jedna stoi na ziemi, druga w powietrzu, trzecia i czwarta już się ukazują z pod blaszanej sukienki. (Wszystkich nóżek jest sześć, i jak Tup-Tup zacznie się bać jeszcze więcej, to będą biegły tak prędko, jak radełko od maszyny mamy). Idzie, idzie, idzie, aż doszła do dywanu i pyta bardzo grzecznie:
Powiedz, plosę, pani zeko,
cy Patataj jeśt daleko?
A dywan odpowiada grubym głosem, jakim zwykle przemawiają czarownice w bajkach, układanych przez Baranusię:
A cego ty mnie źbudziłaś,
kiedy ja się jeśce nie wyśpalam,
i choćby wiedzialam, toby tobie
nić nie powiedzialam!
Wtedy Piękna Tup-Tup zaczyna płakać, ale to tak płakać, że wodzie robi się przykro i mówi, że ona tylko żartowała, a naprawdę to rycerz Patataj jest niedaleko
źa siódmą gólą
źa siódmą źeką...
Tup-Tup ślicznie dziękuje i idzie dalej „i się ziabląkuje“, bo wielki las jest naokoło. Tup-Tup