— Bo się nie wie, cy umalnęło stale, cy mlode — dodała, podnosząc ku matce zasępioną twarzyczkę.
— Czyż to nie wszystko jedno, Halusiu? — zapytała zdziwiona mamuśka.
Halusia potrząsnęła główką.
— Nie jedno, mamuśko — odparła stanowczo — bo śtale, ćo nazylo, nazylo i umalnęło, to jego już nie śkoda, a młode, ćo nie nazylo, to jego więksa śkoda!
Dla tego to Haluni tak bardzo żal Baranusiowych dzieci.
Baranusia miała troje dzieci. Najpierw tego Józusia, co się urodził, kiedy niania „oźeniła źa śwojego męźa“, ale potym, jak mąż Baranny wyjechał do innych krajów i już nie wrócił więcej, to Józuś zaczął chorować i umarł. Niania mówi, że Józuś to zrobił z dobrego serca, bo to było takie mądre dziecko, że odrazu zmiarkował, że jak ojciec nie przysyła pieniędzy, to matka „choćby do krzty zarobiła kulasy“, to i tak nie da rady zapracować na dwoje. Popłakiwał też sobie Józuś, popłakiwał, aż raz zesiniało niebożątko, zipnęło z raz, abo i ze dwa może i poleciało do nieba!...
Tu Baranna zazwyczaj energicznie wyciera nos i oczy fartuchem, ale za moment już się uśmiecha dobrodusznie:
— Tyla mi się po moim łajdusie ostało — mówi wesoło, pokazując nie bez dumy olejodruk, wiszący na ścianie.
Niania najczęściej mówi o swoim mężu „lajduś“, choć on był szewcem i nazywał się Baran, Michał Baran.
Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.
86