— niania odpowiada, że nie miała dla nich serca, bo nie były do Józusia podobne. Za to ma serce dla Haluni i zawsze jej na wszystko pozwala, i co sobotę piecze dla laluś okrągłe chlebki, takie twarde, że nawet Wisła zgryźć ich nie może. A wszystko dla tego, że Halunia jest podobna do tego Józusia. Józuś miał takuteńki nosek i dołeczki na rączkach i nóżkach, i takie oczka, i „paznokcie“ i wszystko, że jak niania zacznie wyliczać, to aż mama się niecierpliwi, a Halusi odrazu się w główce mąci... Bo Halunia wtedy nie wie, czy ona jest naprawdę Halunią...
Tatuś to także tego nie wie, bo niedawno powiedział do Baranusi:
— No, jak wszystko mieli jednakowe, to chyba Halunia jest waszym synkiem, co moja Baranno?
I roześmiał się.
— E-e, panu to ta zawsze w głowie, co nie potrza — parsknęła w fartuch Baranna i uciekła do kuchni.
Halunia przypatrywała się im z niepokojem. Nie mogła zrozumieć, z czego się tatuś i niania śmieją. Jej już nieraz przychodziło na myśl, czy Boziuńka, widząc, że Józuś tak ciągle choruje, nie zabrała go do nieba do naprawy, tak jak Bronkę-Beatryczę, kiedy się jej nóżka urwała, a potym aniołek odniósł ją w ślicznej sukience pod choinkę. Może i Józusia naprawiła Boziuńka i kazała odnieść drugi raz dla Baranusi, a aniołek się pomylił i zamiast do kuchni, odniósł Józusia do pokoju, a tatuś i mamuśka go zobaczyli i pomyśleli, że to jest całkiem
Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.
88