Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.
92

Czasem prosi Halusia, żeby Boziuńka dała zajączkowi mniejsze uszka, bo z długiemi jemu niedobrze biegać, a czasem, żeby jej przyprowadziła „malutkie źbójciowe dziecko“.
Dla dzieci „źbójciowych i źlodziejowych“ czuje Halunia bezmierne współczucie.
Takie są małe, chude i obdarte. Bardzo często płaczą, bo nic nie mają tylko buzie brudne i włoski poczochrane. I dla tego chodzą po cudzych domach i wszystko ludziom zabierają. Ale jak tylko sobie co wezmą, zaraz ludzie na nich krzyczą i wołają policjanta, a policjant im wszystko odbiera. I nikt ich nie kocha, tylko jedna Halunia. Bo Halunia wie, że one muszą zabierać, kiedy tak nic, zupełnie nic nie mają.
— Źeby do mnie psyslo takie źbójciowe dziecko, i mnie chcialo ćo wziąć, to jaby jemu wsyśtko dalam, jaby mu śukienki śwoje dalam, jaby źabawki śwoje dalam, jaby śćotećkę do źębów dalam, to juzby źbójciątko wsyśtko mialo i by się ciesylo i by bylo doble... — marzy Halunia, kiedy po skończonej modlitwie mama układa ją w łóżeczku.
Nagle fika nóżką, zrzuca kołderkę i jednym susem skoczywszy na kolana mamy, gołemi ramionkami owija jej szyję:
— I by mnie nie źabilo!... — szepce mamuńce tajemniczo do ucha. Haluśka wie, że dla mamy toby było wielkie zmartwienie.
I przycisnąwszy się mocniej do piersi matki:
— Powiedź, co ladniejśe, ląćki cy nóźki? — pyta figlarnie, ocierając się jak kot o maminą twarz.
Mamuńka się śmieje. Wie, że teraz po kolei