Strona:Zweig - Amok.pdf/139

Ta strona została uwierzytelniona.

interesowaniem swojego towarzysza, dawała i brała jednocześnie, choć wszystkiem tem tylko się bawiła. Właściwie byłem rozgoryczony, bo nienawidziłem właśnie takiej zimnej, złośliwie wyrachowanej zmysłowości, ponieważ czułem, jak rodzaj ten pozostaje w kazirodczo bliskiem pokrewieństwie z moją własną, świadomą obojętnością. Ale w każdym razie byłem podniecony, może więcej wskutek nienawiści, niż wskutek pożądania: — Chcę ciebie, ty piękne zwierzę — mówiły jej moje nietajone ruchy, i mimowoli musiały się moje usta poruszyć, bo uśmiechnęła się z lekką pogardą, odwróciła głowę odemnie i zakryła suknią odkrytą nogę. Ale w następnej chwili powędrowały znowu jej błyszczące, ciemne źrenice tam i napowrót. Widać, że była tak samo zimna jak ja i dorównywała mi zupełnie, obydwoje bawiliśmy się na zimno, jedno gorączką drugiego, ale przyjemnie było tak podczas dusznego popołudnia patrzeć na tę grę.

Naraz naprężenie w jej twarzy zgasło, ów błysk w oczach przestał się tlić, a drobna zmarszczka gniewu skurczyła jej przed chwilą jeszcze śmiejące się usta. Popatrzyłem w tym samym kierunku, co ona: niski, gruby pan, w przydługiem ubraniu kierował się wprost ku niej. Twarz i czoło, które nerwowo ocierał chustką, miał wilgotne ze wzburzenia, kapelusz w pośpiechu krzywo wsadzony na głowę pozwalał widzieć z boku dużą łysinę, (miałem wrażenie, że jeżeliby zdjął kapelusz, musiałby odsłonić duże krople potu na czaszce i odrazu poczułem wstręt do niego). W palcach, na których błyszczały pierścionki, trzymał mnóstwo karteczek.

135