Strona:Zweig - Amok.pdf/158

Ta strona została uwierzytelniona.

we mnie myśl: ów człowiek, który pozdrawia cię po bratersku, ma teraz władzę nad tobą, jesteś w jego rękach, skoro tylko się dowie o twojem postępowaniu. Gdyby wiedział wszystko o tobie i twoim uczynku, musiałby cię teraz wytrącić z twojej mieszczańskiej ciepłej egzystencji i musiałby cię skazać na trzy, cztery lata przebywania w dusznym świecie poza zakratowanemi oknami, wśród szumowin społeczeństwa, wśród innych złodzieji, których bicz nędzy wpędził do tego brudnego więzienia. Ale tylko przez jedną chwilkę chwyciła mnie zimna trwoga, tylko przez jedną chwilkę zatrzymała bicie mego serca — a potem i ta myśl zmieniła się w fantastyczną bezczelną dumę, i pewien siebie, prawie szyderczo patrzyłem na innych ludzi wokoło. Jakby wasz słodki, koleżeński uśmiech, którym mnie pozdrawiacie, jak sobie równego, zastygł w kącikach waszych ust, gdybyście przeczuwali jakim jestem w istocie! Jak błoto z płaszcza strącilibyście pogardliwie moje pozdrowienie, ale zanim wy mnie odtrącicie, ja was już odtrąciłem: dziś popołudniu wyrzuciłem się sam z waszego zimnego, skostniałego świata, w którym byłem jednem obracającem się kołem w wielkiej maszynie, — spadłem w głębię, której nie znałem, ale w ciągu jednej godziny czułem się bardziej żywotny, niż podczas lat życia w waszem kole. Nie jestem już waszym, nie należę już do was, jestem poza wami, nie wiem gdzie, w górze czy w dole, ale już nigdy — nigdy już nie wrócę na płaski brzeg waszego mieszczańskiego dobrobytu! Poczułem po raz pierwszy, jaką rozkosz mogą mieć ludzie w dobrem i w złem, ale wy nigdy się o tem

154