Mówiono mi, że została matką przed kilku dniami, że znikąd niema pomocy i mrze głodem.
Poleciłem ekonomowi, żeby jej zaniósł, co potrzeba, na co ten człowiek wzruszył ramionami, obrzucił mnie wzrokiem, a uszedłszy kilka kroków, splunął z pogardą.
Oho! czuję, że z tego będą bajki. Do ócz mnie nie powiedzą, ale po kątach będą szeptać niestworzone rzeczy.
Już ja mam prawdziwie polskie szczęście. Czy umaczam w czem palce, czy nie, zawsze beknę.
Otóż wyszła i ona, biedota, wieczorem nad rzekę i swemi zapadłemi oczyma dziwnie jakoś spogląda w te mętne fale, płynące z szumem i łoskotem.
Już mrok dobry zapadł i ludzie się rozeszli, a ta stoi i patrzy w głębię, jakby ją co do niej ciągnęło.
Stanąłem za drzewem i patrzę, co dalej będzie.
Ledwie miałem czas sięgnąć ręką do kieszeni po kapciuch z tytoniem, kiedy głośny plusk wody odbił się o moje uszy, a na brzegu nie było już i śladu z dziewczyny.
Krzyknąłem (a głos mam donośny), co mi sił starczyło, tak, że o kilka staj usłyszeć mnie musiano — a sam w jednej chwili znalazłem się w nurtach rzeki.
Prąd rwał mnie i unosił. Siłą mocą oparłem się nawałowi wody, parę razy zanurzyłem się w głębi, i po chwili w zaciśniętej dłoni trzymałem zwój włosów Nastki i tak przypłynąłem do brzegu.
Była uratowaną! Dziecię tylko zginęło, porwane falą!
Nadbiegli ludzie, ocucili na pół utopioną — baby ze zgrozą odsuwały się od niej — a żandarm, którego wójt sprowadził, skuł jej ręce i pognał do miasta... za zbrodnię zabójstwa dziecka.
Przez tydzień fajki nie miałem w ustach... Myślałem, że nawet zarzucę palenie a wezmę się do tabaki (podobno ministrowie angielscy tylko tabakę zażywają), ale mówi i pisze się tyle o podniesieniu uprawy tytoniu, że zaprzestając palenia, tem samem działałbym na szkodę kraju.
∗ ∗
∗ |