Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

obrońca, potem przewodniczący — i sędziowie przysięgli udali się na naradę.
I co tu właściwie radzić długo... Nieszczęście chodzi po ludziach, — nie minęło więc i Nastki.
Ba!... ale gdzież jest winowajca? Dlaczego on tutaj nie stoi, zamiast tej biednej dziewczyny!... On! ten lew salonowy, ta krwiożercza bestya, zaspakajająca swe chucie życiem ludzkiem!...
Wpadam w pasję, nie licząc się z tem, że mam krótką szyję i paść mogę w jednej chwili rażony apopleksją.
W sali szmer. Sąsiędzi wrócili z narady. Pan Maciej z Pęczakówki, o sumiastych wąsach, jako przewodniczący ławy, odczytuje werdykt.
Wszyscy powiedzieli n i e.
Nastka wolna!
Jakaś radość we mnie wstępuje, policzki mi pałają, oczy się świecą!
— A no, Bóg wam zapłać, sąsiedzi!
Wychodzę z sali rozpromieniony. Witam i ściskam się z sąsiadami, nie zwracając wcale uwagi na gromadkę ludzi, która wyszedłszy z rozprawy, głośno wypowiada swe uwagi.
— Ale ci ją bronił! — mówi jakaś pękata baba.
— Zmalował to i bronił! — odpowiada jakiś pucołowaty chłop.
— Ba!... a mało to namalują, a nawet ogonem nie kiwną!
— To też dobre panisko jest chwalba u takiego usługiwać!
— A dziewucha głupia, bo by przy dworze wytłuściała, a dziecko wyszłoby na fornala dwornego.
— Na naszą wieś to pan Bóg nie łaskaw z takim paniskiem.
— Oj co nie, to nie! moiściewy.... I rzeka zabierze i posucha wyźre i grad wybije, — żeby choć takie panisko mieć, toby wieś odżyła! Ot! bida!...
— Juścić, że bida!
A no masz! Jak ci dwoje tak mówią, to już pójdzie tak całymi powiatami. Chłopi, a szczególnie baby potrafią