Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

Konie tymczasem parskając, pędzą z kopyta i nim z zadumy ochłonąłem, rozległ się trzask z bata i Bartek skręcił przed bramę mego dworku.
Wiatr, który dął i świszczał dotąd zapamiętale, przemienił się nagle w istny huragan, zrywając strzechy i łamiąc drzewa, a deszcz lunął jak z cebra.
A jak okiem sięgnąć po wsi, w tej strasznej ciemni, błyszczą i migocą tylko krwawe światełka.
To po chałupach ludzie pozapalali gromnice i modlą się do Przemienienia Pańskiego.

∗                    ∗

Na drugi dzień, z wyrwy obok mego gruntu, z głębokiej topieli, wyciągnęli ludzie ciało topielca. Była to kobieta nędznie ubrana, z rozpuszczonym włosem, z chustą przerzuconą przez plecy i ręce.
Schyliłem się i ja nad jej ciałem, spojrzałem na to zbiedzone i czarne oblicze i krzyknąłem z przerażenia:
— Nastka!
— O rety! Nastka! — wybuchnęli z trwogą zebrani.
I zapanowała głęboka cisza.
Zgiąłem kolano, czapkę ująłem w dłonie, i wyszeptałem szczerze: „Wieczne odpoczywanie racz jej dać, Panie!“
— „Wieczne odpoczywanie“ — powtórzyli zebrani chórem. A echo tego westchnienia szło szeroko po łanach i unosiło się w przestworza czyste i wypogodzone, przed sąd Przedwiecznego, przed którym Nastka stoi, wyczekując wyroku.