Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

— I poszedłeś we czwartek?
— A naturalnie, ale panna Mazia oświadczyła mi kategorycznie, abym się zgłosił w sobotę do samej właścicielki!
— I poszedłeś w sobotę?
— A naturalnie, tembardziej, że właścicielka jest bardzo przystojną i grzeczną osobą, która z dobrotliwym uśmiechem zapewniła, abym się zgłosił we wtorek do panny Pyzi, to ona mi schowa!
— No i cóż dalej?
— A no nic!... od sześciu tygodni chodzę co wtorku, czwartku i soboty i nie mogę utrafić na słoninę!
— Więc dlaczego biegniesz taki uradowany?
— Bo panna Mazia powiedziała mi, abym w sobotę zgłosił się do właścicielki, to ona mi schowa!...
— I pójdziesz w sobotę?
— Naturalnie!...
Mimowoli uśmiechnąłem się, patrząc na mojego przyjaciela.
— E, mój drogi, ty się uśmiechasz z politowaniem nademną, ale wiary we mnie nie złamiesz! Ty już w szkołach byłeś ateuszem i wiele dogmatów stawiałeś w powątpiewanie! Ale ja mam wiarę! głęboką wiarę!... i żebyś wiedział, że w sobotę idę do właścicielki...
— A we wtorek do Pyzi!
— I... — machnął ręką i odszedł.





Wojenny dorożkarz.

Ja, mój przyjaciel i przyjaciel mojego przyjaciela, postanowiliśmy złożyć wizytę stroskanej wdowie, zamieszkałej przy ulicy Gródeckiej, w pobliżu dworca kolejowego.
A że u tej wdowy bywają dwie jej przyjaciółki, a w saloniku stoi fortepian, godność nakazywała wziąć ze sobą koszyk z prowiantami i odpowiednią ilość szlachetnych trunków, aby wdowę należycie pocieszyć, a przyjaciółki zachęcić do stanu małżeńskiego.