— Bezwarunkowo!
— A więc zgoda, mój przyjacielu, jadę!
— Doskonale!... z tem jednak warunkiem, że jesteś moim gościem i ja wszystko płacę!
— Ależ!...
— Nie ma żadnego ale!... Biorę ze sobą 5.000 koron! Ta suma wystarczy nam na jakiś czas, a postanowiłem abyśmy sobie niczego nie żałowali!
— Ładnie z twojej strony, mój przyjacielu, żeś powziął takie postanowienie!...
— Więc wyjeżdżamy jutro! Zgoda?!
— Zgoda!... mój przyjacielu!
∗
∗ ∗ |
Ponieważ dopiero wróciłem z Warszawy, więc dla pewności, wziąłem ze sobą 10.000 koron, nie mówiąc nic mojemu przyjacielowi, aby mu nie psuć myśli o kąpieli w kulturze własnego stołecznego miasta.
∗
∗ ∗ |
Na drugi dzień, mój przyjaciel zakupił dwa bilety pierwszej klasy do Warszawy za 600 koron — i jedziemy!
Z dojazdem do dworca i pakierami kosztowało go to razem około 700 koron! — ale, mój Boże, co to znaczy, gdy się ma wysokie patrjotyczne napięcie! — przepustkę na wyjazd ze Lwowa, paszport z fotografią i poświadczenie z fizykatu miejskiego, że nie jesteśmy zawszeni, co daje nam tę wyższość nad pasażerami wsiadającymi w drodze, że oni wiozą na sobie wszy, — a my nie!
Mijamy Kraków, — a wkrótce okrzyk konduktora: „Granica!“
— Jezus, Marya! — krzyknął mój przyjaciel przerażony.
— Co ci się stało?...
— Nic!... tylko na samo słowo granica, ścisnęło mi się serce z radości!
— Aby ta radość była większą i świętszą, przerwiemy jazdę w Częstochowie, zwiedzimy Jasną Górę