Pan Józef Olszewski, dyrektor Ligi Pomocy przemysłowej, jadąc z ruchomą wystawą po Galicyi, miał w Kapcanowie wielką mowę o podniesieniu przemysłowem w kraju!
W sali gorzało! — bo okoliczna szlachta, zjechawszy na jarmark, ławą zaległa salę, a słysząc, co można jeszcze zrobić dla kraju, rwała się do czynu, jawnie okazując gotowość do pracy.
Zresztą na wsi i tak coraz ciasniej, a tu miliony leżą, a brać ich nie ma kto!
Miliony w kraju giną!...
Więc nie dziw, że w sali gorzało!...
∗
∗ ∗ |
Nieszczczęście chciało, że na zgromadzenie przyszedł pan Dominik, herbu „Szczęść Boże“, Grzmotnicki, szlachcic z rozmachem, do czynu skory i szybko się decydujący, a słysząc, że fabryka guzików w kraju mogłaby świetnie prosperować i dać nieobliczalne dochody, tak rozgorzał, że na cały głos krzyknął:
— Gotów jestem!
Obstąpiono go kołem, brać szlachecka ściskała go i całowała, mrucząc pod nosem:
— Przyszły milioner, panie dzieju, może się nieraz człowiekowi przydać na przednowku!
— Ale jaki chytry!... pierwszy skorzystał!
∗
∗ ∗ |