roztropnie, bo choć pan Dominik należytość tę zapłacił zaraz z kapitału obrotowego, miał jednak zajęcie z pisaniem prośby o ekstabulacją, bo i tak zamówienia na guziki, jak nie było, tak nie było!
Dnia 5-go czerwca oglądał budynki fizyk miejski, uznał wszystko za dobre, tylko odchodząc, powiedział panu Dominikowi, że go bardzo żałuje, że wlazł w takie świństwo, czem tak zirytował gospodarza, że ten uspokoić się nie mógł, wykrzykując:
— Pijaczyna, panie dzieju!... i to się nazywa fizyk!...
Dnia 6-go czerwca roboty było dużo, bo to dzień wypłaty. A chociaż przez cały tydzień nikt nie zamówił ani jednego guzika, jednak pracy było dość, bo wypracowywano wykazy i robiono ulepszenia.
Dzień 7-my czerwca był dniem wypoczynku, który się słusznie wszystkim należał.
Dnia 8-go czerwca, jako że był to dzień poniedziałkowy i początek roboty całotygodniowej, przyszedł woźny podatkowy z wymiarem podatku domowo-czynszowego i powszechnego zarobkowego, a że wymiar był niesłuszny, więc przez cały dzień pisano rekursy — a pan Dominik chodził czerwony, jak burak mrucząc:
— Psiakrew, szlak mnie trafi!
Dnia 9, 10, 11 i 12-go czerwca upłynął w pocie czoła. W tych dniach oglądał budynek naczelnik straży ogniowej, czy jest ogniotrwały, był jeszcze raz inspektor przemysłowy dopilnować, czy wykonano jego zlecenie, zapytywał pracujących, czy ich właściciel nie wyzyskuje, na co odpowiedzieli mu, że na razie jeszcze nie, bo roboty nic a nic nie ma, ale jak się tylko pokaże, to zaraz zastrejkują, gdyż wyzyskiwać się nie dadzą i będą go wtedy prosili o interwencyę, co im inspektor solennie przyrzekł. Następnie był woźny z magistratu o podatek gminny czynszowy i wodociągowy, następnie deputacja pań z prośbą, aby pan Dominik wziął udział w przedstawieniu amatorskiem, z którego dochód przeznaczony jest na podniesienie przemysłu w kraju. Kupiono kilkanaście losów na sanatorjum nauczycielskie, kilkanaście deputacyj zbierających fanty załagodzono gotówką, kilkudziesięciu osobom, wstydzącym się żebrać, dano sute
Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.