marszałkiem, panowie starsi będą prezesami. Potworzymy w całym kraju związki, zamianujemy naczelników okręgowych, stworzymy najliczniejszą i najpotężnejszą organizacyę w kraju, z którą rząd liczyć się musi, która do ciał prawodawczych i reprezentacyj krajowych, wyśle swoich zastępców i drogą fluktuacyj politycznych obejmie w swoje ręce ster rządów krajowych. Na poparcie rządu, jako zawodowe dziady, liczyć możemy, — reszta od was czcigodni panowie, zależy! Pan marszałek raczy zapytać się zgromadzenia, czy mój projekt przyjmuje!
W izbie wrzało! Opary z wódki i rozgrzanych łachmanów unosząc się pod pułap, tworzyły atmosferę dziwnie balową! Oczy zaś wszystkich gorzały.
Marszałek wstał, a gładząc siwą brodę przemówił uroczyście:
— Bóg nam zesłał tego chroboczka na pocieszenie. Teraz już koniec naszej poniewierki dziadowskiej!... Idziemy kupą. Tak rzekłem!... Tak będzie!...
— Tak będzie! — powtórzyły chórem dziady!...
— A teraz zabawa. Kulas niech gwizdo, a ślepiec niech basuje!
— Arendarzu wódki!
I rozpoczęła się ochocza zabawa. W pierwszą parę szedł marszałek ze swoją żoną, dalej prezesi, a za nimi co starsi i poważniejsi wiekiem.
Wschodzące słońce zastało rozbawione stronnictwo przy białym mazurze.
∗ ∗
∗ |
Jestem generalnym sekretarzem stronnictwa. Zgłoszenia proszę wnosić na moje ręce. O zatwierdzenie statutów prosić będzie namiestnika osobna deputacya. Wnosimy do Sejmu prośbę o odstąpienie lewego skrzydła w Wydziale krajowym na nasze biura. Zakładamy własny bank i własny organ. Będziemy mieli swoją muzykę, swoje odznaki i będziemy brali gremialny udział we wszystkich obchodach narodowych, jako widomy obraz naszego dobrobytu narodowego.