Pan Getritz słuchał cierpliwie wywodów pana Wojciecha, licząc, że lada chwila ktoś wejdzie do sklepu i uwolni go od inkasentów, ale że właśnie na dworze był mróz siarczysty, więc nikt nie kwapił się jakoś po zakupno obrazków świętych i koronek.
Sprawy więc nie można było stawiać na ostrzu noża. Wyłaniała się raczej potrzeba jakiegoś wyborczego kompromisu.
Dlatego p. Getritz wyjął z szuflady dwie dwudziestohalerzówki, położył je przed sobą, a schyliwszy się pod ladę, wydobył flaszkę wody „Hunyady Janos“.
Wodę tę miął zawsze u siebie w zapasie, bo jako stateczny obywatel, zjadał wieczorem poczciwą kolacyę, popijał obficie pilznerem, a czując rano pewne obciążenie żołądkowe, wypijał z pół butelki Hunyady Janos, co mu bardzo a bardzo dobrze robiło. W południe miał język zupełnie czysty — a wieczorem znowu apetyt taki, jak nie przymierzając sam marszałek Badeni.
W chwili więc, gdy Petro chciał wypowiedzieć swoje stereotypowe popuść Wojtek! — p. Getritz, oparłszy się dłońmi o ladę, zaczął w te słowa:
— Proszę ja kochanych panów tego... ten... tak... Otóż kandydatem nie jestem, a że mróz na dworze, to łypnijcie sobie po kieliszku tęgiej z mocną, a jakby wam tego, ten, tak, — (i tu wskazał na żołądek) — to na pół tę buteleczkę — i będzie dobrze! Ale proszę ja kochanych panów, abyście mnie na liście nie drukowali!
— Jeszcze czego? Drukarza paść! Niedoczekanie!
I pan Wojciech z panem Petrem opuścili zadowoleni sklep p. Getritza.
Wojciech Krętacz ściskał w dłoni dwadzieścia centów, a Petro niósł pod pachą butelkę Hunyady Janos.
Tak doszli do pierwszego szynku na Zarwanicy, gdzie wypili dwie kwaterki wódki, zjedli śledzia prosto z beczki zakąsili kawałeczkiem chleba — i wyczerpawszy w ten sposób cały kapitał, poszli dalej inkasować od kandydatów kwoty, które uchwalił komitet przedwyborczy.
U Jonasza dostali spodnie żółte w czarne kratki, które nosił podczas wystawy krajowej we Lwowie w r. 1894 i dwa cukierki.
Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.