Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

Godzina 5-ta, więc redaktor wyjechał windą na 16-te piętro, aby u boku swej ukochanej żoneczki zjeść smaczny obiadek.
Na progu przywitała go zapłakana sługa, podając mu list tajemniczy...
Drgnął... Redaktor bowiem nie lubiał listów tajemniczych, podawanych mu przez płaczące sługi.
Rozerwał kopertę i błędnym wzrokiem począł wodzić po zapisanym papierze.
A było tam napisane w ten szatański sposób:

„Mój drogi! Właśnie pan Ernest, sąsiad nasz z przeciwka, z którym znam się od dłuższego czasu, przyniósł mi twoją gazetę z ogłoszeniem, że jak wrócę, to mi wszystko przebaczysz!... Zawsze byłeś szlachetny i ta Twoja szlachetność aż bije z tego ogłoszenia!... To zdecydowało o wyjeździe z Ernestem, który bardzo na to nalegał... Mając zapewnione przebaczenie — wkrótce wrócę, bo Ernest, jakkolwiek młodszy od Ciebie, nie ma w twarzy tej szlachetności, co Ty!.. Bądź więc dobrej myśli i myśl o mnie!...“

Redaktorowi czarno się zrobiło w oczach, przez zaciśnięte zęby wyszeptał ostatnie słowo: „Żmija!“ — i, zatoczywszy się, spadł z 16-go piętra na parter, po to, aby wyzionąć ducha ku pouczeniu wszystkich redaktorów, aby nie umieszczali prywatnej korespondencyi w ogłoszeniach swego pisma.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .