Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.
BOŻA CZELADKA.





Szczczególną łaską Bożą otoczony był p. Leonidas X., emerytowany radca namiestnictwa. Miał on wprawdzie skromną pensyjkę, ale za to szczycił się liczną rodziną, która w całem tego słowa znaczeniu zasługiwała na miano Bożej czeladki. A że z rodzin tworzy się społeczeństwo, więc dobrze będzie, gdy z życia tej zacnej rodziny odsłonimy mały rąbek, ku nauce i pożytkowi przezacnych rodaków.
Właśnie cała familia siedzi przy stole czekając na gorącą kartoflaną zupę z pokrajanemi kiełbaskami.
Siedzi więc pan radca, jego żona, dwóch synów i dwie córki, razem osób sześć, co się chwali, choćby z tego względu, że talerze, filiżanki i nakrycia można kupować po pół tuzina, co w sam raz wystarczy i jest ekonomicznie.
Otóż p. Leonidas przez całe swe życie miał wymagania bardzo skromne. A miał dla tego, że na dwa fronty był wzięty w ogień!
Naprzód uczono go karności w biurze, gdzie dogmat szkolny: „że wszelka władza pochodzi od Boga“, bardzo mu się przydał — a powtóre, w domu pani radczyni wprost pastwiła się nad Leonidasem, ucząc go pokory i ciszy, nie pomna tego, że przecież jeden z Leonidasów był bohaterem pod Termopilami i tam zginął śmiercią waleczną.
Przy stole rozmowa kwitła:
— Cymbale jakiś, ja cię nauczę rozumu — mówiła żona — ty myślisz, że kobieta, to niewolnik, że...
— Rozalio, ucisz się!