Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóż nie! Nietylko, że będę mówiła, ale praw swoich się domagam! Rozumiesz, praw kobiety... Wy mężczyźni uzurpowaliście sobie wszelką władzę nad nami kobietami, uczyniliście sobie z nas niewolnice, zmieniliście nas w niańki, mamki i posługaczki, które mają uważać na każde wasze skinienie, jak sługi mamy pilnować domu, gotować wam smaczne obiadki...
Ależ Rozalio droga, przecież my całymi dniami pracujemy na ten obiad; na ten dom, przecież...
— Przecież!... Przecież! Niczego takiem gadaniem nie udowodnisz. Pracujecie!... pracujecie na to, abyśmy nie miały co innego robić, jak tylko w domu siedzieć...
— Mamy przecież czworo dzieci!
— Leonidasie!... nie przyprowadzaj mnie do rozpaczy!... Dzieci! Oj! te dzieci!
— Niech-że mama nie narzeka na nas! — wtrącił starszy syn, Edward.
— No i chwalić się czem nie ma — przerwał młodszy Jan. — Taki pan, który należy do partji narodowo-demokratycznej i tylko cały dzień przesiaduje w kawiarni Szkota, wcale nam zaszczytu nie przynosi!
— Ty durniu jakiś, ty masz co do gadania z twoimi zapatrywaniami socyalno-demokratycznemi i wysiadywaniem w Kryształówce!... Ty burzycielu spokoju publicznego!...
— I nieposzanowania władzy! — wtrącił nieśmiało ojciec.
— I braku praw kobiecych! — wtrąciła matka.
— U nas, na uniwersytecie... — zaczęła Lola, ale nie mogła dokończyć, bo jej przerwał Jan.
— I ta gęś ma coś do gadania!
— Naturalnie, u nas, na uniwersytecie — kończył Edward — to chodzi się takimi długimi krokami i mówi się do każdego mężczyzny: „jak się macie kolego?“
— Świnie! — odcięła się Lola.
— Małpa! — wtrącił Jan.
— Gdyby to ksiądz Erazm słyszał — szepnęła nieśmiało Mania, należąca do partji klerykalnej — to spaliłabym się ze wstydu. Jednego obiadu niema bez kłótni!