— Tatusiu mój, chcę być pomocnym mamusi i siostrom, służyć Ojczyźnie i chwalić Boga, ale przy najbliższej sposobności to pod Miechów pójdę!... o, pójdę!...
∗ ∗
∗ |
Dziwiłem się, że pierwsze lata w szkole tak szybko mi minęły. A tu i życie przeszło na dalszych naukach i na walce o chleb codzienny. Matka spoczęła dawno w grobie, siostry powychodziły za mąż, sam zaś, otoczony rodziną, zasiadam przy stole, na którym dwóch mych synów i córki wyrabiają zadania. Oglądam książki szkolne, śledzę tok rozmowy, badam i zagłębiam się w tem, w jakim kierunku uszlachetniają i rozwijają się te polskie latorośla.
Nauka, nauka, sucha nauka!
— Umiecie lekcye?
— Umiemy, tatuńciu, ale...
— Ale... co?
— Ale tatuś nam dzisiaj opowie? — proszą, wyciągając rączęta.
I siadam zdala od stołu, w półkole otaczają mnie dzieci, a wtedy płynie z ust mych to, co wszczepili przed laty czterdziestu w piersi moje zacni profesorowie, i przeszczepiam w me dzieci wielką ideę — świętą ideę!