Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

Morderca chwilę milczał, spojrzał raz jeszcze błędnem spojrzeniem po zebranych, wreszcie rzekł słabym, przyciszonym głosem:
— Tak się stać musiało!... tak się stać musiało!...
— Ale kim pan jesteś? Jak się pan nazywasz? — zawołano znowu.
— Nazwisko moje: Popielec!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

I przy tych słowach ujął w kościste dłonie swój wielki szary wór, a zatoczywszy nim krąg w powietrzu, obsypał wszystkich popiołem...