Dopiero poczciwy „starszy brat“ umocował nad łóżkiem kawałek deski i przywiązawszy ją do wbitych gwoździ sznurkami, postawił go znów, jak rycerza okutego w mosiądz, na straży skarbów Baśczynych, której twarz jaśniała radością.
Radość ta jednak od czasu do czasu miała czarne chmurki. Naprzód, czy nie będzie mu tutaj za ciasno, a powtóre — co dalej robić?
I znów poczciwy starszy brat przyszedł jej z radą, i pomocą.
— Trza coś poradzić, ale na sucho, to się nie da! skoczże stara po kwartę wódki i weź mi dwie paczki dreikönigu!
A że starszy brat przy tych słowach pieniędzy nie dawał, więc Baśka szarpnęła się na ten poczęstunek, a że dała o kilka centów za dużo, więc również pan Maciej poprawił się z dwóch na trzy paczki dreikönigu.
Późno w nocy ukończono narady. Stanęło na tem, że Baśka do służby nie pójdzie, ale otworzy sobie także interes z jabłkami i piernikami. Przy tem Maciejowa przedstawiała stan kupiecki, jako niezależny i swobodny, a pan Maciej słuchając wywodów swej żony, przegradzanych raz wraz kieliszkami, miękł coraz bardziej, i tak się w końcu rozczulił, że ujął flaszkę w ręce i pozostałą resztę duszkiem wychylił na powodzenie nowego interesu.
A uczynił to w samą porę, bo właśnie łojówka mignęła kilka razy i zgasła.
∗ ∗
∗ |
Na skręcie jednej z ulic siedzi już Baśka lat kilka. Twarz jej od słońca, deszczu i wiatru, wygląda, jakby wykrojona z korka popękanego. Oczy jej tylko błyszczą i skaczą z przedmiotu na przedmiot. Ruch w handlu ma mały, towar się psuje, a dzieci to takie łakome, że za centa radeby zabrać pół straganu. Doprawdy, że trudno wyżyć niebogiej na tem kupiectwie, — trzyma się go jednak całą siłą, bo to zawsze uczciwy zarobek a nie jałmużna, nie stopnie pod kościołem.