Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

wykryło cały szereg nadużyć ze strony starszego brata. Poszkodowani bowiem zeznali stanowczo, że pan Maciej co lepsze miejsca, tak do feretronów, jakoteż do chorągwi, oddawał stosownie do ilości zapłaconych kieliszków czystej z mocną — i jakkolwiek starszy brat twierdził, że jest niewinny, i że na jego zatracenie sprzysięgły się bestje piekielne — czem znów, mówiąc nawiasem, obraził powtórnie krewną księżej gospodyni — po ukończeniu śledztwa, został zawieszony w posadzie na zawsze.
I przez feretron stracił pan Maciej tron bezpowrotnie i to, jak zwykle, za sprawą intrygi kobiecej, dzięki której mógł się zaliczyć w poczet królów na wygnaniu.
Chcąc ulżyć cierpieniu, zwymyślał siostrę księżej gospodyni, jako sprawczynię jego pogromu, która, nie chcąc pozostać dłużną odpowiedzi, wychyliwszy z poza drzwi pulchne oblicze, wołała:
— Obrażaj Boga, obrażaj! Ty bezbożniku! kapcanie!
To ostatnie słowo, użyte tu było, jako szczyt obelgi o deprymującem działaniu.
Tak też pojął to i pan Maciej — stanął bowiem, jak wryty i nabrawszy pełne piersi powietrza, huknął, jak trąba jerychońska:
— O! ty psiakrew... lafiryndo!
Słowa ostatniego wcale nie rozumiał, co znaczyło! Słyszał je kilka razy wymawiane w kłótni przez podchmielone kumoszki.
Obelgę tę zapamiętał sobie pan Maciej i sypnął nią na księżej gospodyni, chcąc oddać wet za wet i odpłacić się pięknem za nadobne.
Rezultat był straszny! Zrobił się lament i krzyk:
— Rany boskie, znów Boga obraził, siostro ratuj!
Na takie wezwanie, starszy brat uznał za stosowne, opuścić plac boju pospiesznym krokiem, zdala tylko słyszał dwa piskliwe głosy: Kapcan!... bezbożnik!... a oglądnąwszy się, widział w powietrzu, cztery wywijające pięście i dwa języki szalenie prędko skaczące.
Pomimo tego, uchodząc, mruczał pod nosem bezustannie: lafirynda! lafirynda!
Czuł się zadowolony, że w jednem słowie odkrył, aż taki pogrom na wroga.