Strona:Zygmunt Józef Naimski - U trumny Klemensa Junoszy.djvu/1

Ta strona została przepisana.
U trumny Klemensa Junoszy.
(Sprawozdanie specjalne Kurjera Warszawskiego)

Powracam z Otwocka, z tej oazy klimatycznej na naszych piaskach podmiejskich, gdzie jednak ani znakomite warunki zdrowotne, ani specjalny zakład leczniczy dla chorych na płuca — nie były w stanie cofnąć nieodwołalnego wyroku śmierci.
Przyszła ona i zabrała wczoraj z pośród nas jednego z najdostojniejszych i najgodniejszych przedstawicieli literatury nadobnej — Klemensa Junoszę Szaniawskiego.
W Otwocku, w sanatorjum dra Marjana Geislera, w pokoiku parterowym, skromnie i z prostotą umeblowanym po leczniczemu, wychodzącym dwoma oknami na taras frontowy, zmarł wczoraj o godz. 8½ zrana ten znakomity pisarz, urodzony humorysta, a najlepszy człowiek.
Po długiej chorobie przywieźli tam Junoszę i umieścili przed miesiącem żona i synowie, w nadziei, że ożywcze powietrze lasu otwockiego i ciągła a troskliwa opieka lekarzy przywrócą mu siły, nadszarpane poprzedniemi krwotokami. Kurację prowadzili mianowicie doktorowie Geisler i Wroński, pod kierunkiem d-ra Dunina.
Ale nic już nie mogło gasnącego życia rozdmuchać: choroba piersiowa strawiła płuca, wyczerpała organizm. Chory jadł, pił i spał, a siły nietylko nie wzrastały, lecz przeciwnie nikły z dniem każdym, co wskazywał dobitnie ubytek na wadze ciała.
Wszelako Junosza przynajmniej nie cierpiał, mało kaszlał, a podtrzymując hart ducha nie opuszczającym go ani na chwilę humorem, dowcipkował z otoczeniem, najchętniej przebywając w towarzystwie adw. przys., p. Niewęgłowskiego, leczącego się w tymże zakładzie.
Pan N. głośnem czytaniem osładzał dni przyku-