Strona:Zygmunt Józef Naimski - U trumny Klemensa Junoszy.djvu/3

Ta strona została przepisana.

Kiedy go w tym celu poruszono, nagle zemdlał. Nadbiegły dr. Geisler zastał już Szaniawskiego w agonji.
Trwała ona niespełna 10 minut. Paraliż serca, bez żadnych zresztą cierpień, przeciął nić tego zacnego i pracowitego żywota.
Była wtedy godzina 8½ rano.

O godz. 7-ej wieczorem weszliśmy wczoraj do pokoju, gdzie zmarł Klemens Junosza. Syn jego, Władysław, ze swoim kolegą biurowym, p. H., przywiózł dla nieboszczyka ostatnie mieszkanie doczesne — trumnę i ubranie śmiertelne.
Po odsłonieniu całunu, okrywającego zwłoki, zobaczyłem starca wyżółkłego z zaostrzonemi rysami, posiwiałemi sumiastemi wąsami i takimże zarostem. To był 49-letni dopiero pisarz — pracownik, zwalczony trudami życia.
Zwłoki ś. p. Klemensa Junoszy Szaniawskiego ubrano w czarny surdut długi, do ręki dano mu obrazek N. M. P. Częstochowskiej. Potem towarzyszyliśmy zwłokom, złożonym w czarnej, gładkiej z krzyżem trumnie metalowej, do pobliskiej kaplicy otwockiej św. Wincentego.
Przy świetle kilku świec i latarń, wśród ciszy, niczem nie zamąconej, poniosło wybitnego pisarza 4-ch ludzi pod dach domu Bożego.
Jest to kaplica ostrołukowa, czyściutko utrzymana. Ściany zdobią obrazy: Matki Boskiej Bolesnej, Ostrobramskiej i z Dzieciątkiem Jezus i św. Józefem, tudzież wizerunki św. Wincentego. Ołtarz główny, organ, konfesjonał — dopełniają skromnego, lecz stylowego i miłego dla oka wnętrza kaplicy.
Tutaj to na prowizorycznym katafalku złożono trumnę ś p. Klemensa Junoszy Szaniawskiego; w głowie jej postawiono krzyż a na trumnie spoczął pierwszy wieniec z róż metalowych z napisem: „Najukochańszemu mężowi i ojcu — żona i synowie.”