Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 057.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak to? — zawoła ten co przy wozie: Panowie bracia, zemścijmy się krwi naszéj.
— Hurra, hurra! bierzcie go! — krzykną inni i nuż do mnie. Widząc, że nieprzelewki, jak huknę tego co był przy wozie pięścią w łeb, że aż usiadł na ziemię, tymczasem porwę bicz i po koniach. Konie w cwał na dół drogą, ja tu chcę lejce wziąść do ręki, które były uwiązane na luszni, a tu mnie coś płatnęło po plecach; oglądam się: szlachcic z gołą szablą siedzi na półdrabku po prawéj i wciąż mnie płata szabliskiem, ale mu niezręcznie było i wszystkie cięcia szły w siano. Więc i tego w łeb pięścią; zleciał. Tymczasem Węgrzynek na moim koniu z luzakiem w ręku już mnie wyprzedził, aby koniom drogę pokazać; ja tu czémprędzéj lejce odwięzuję od luszni, aby niewpaść z wozem do fosy, bo i Niezabitowskiego możebym dobił i dopieroby mnie mieli; za sobą słyszę tylko krzyk: — Łapajcie! łapajcie! hurra, hurra! łapajcie! — gdzieś się tego hurra tam daleko wyuczyli. — Ale ja rozpuściłem konie w cwał tęgi, Węgrzynek też udziera naprzód, że konie aż brzuchami po ziemi sma-