Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 059.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gach, albo na jakiém szachrajstwie dorobili się czego i podszywają się pod szlachectwo. W dzisiejszych czasach, gdzieśmy z pod rządu dawnego wyszli, a nowy jeszcze z nami niemoże przyjść do ładu, ani się z krajem obeznać, trudno, ba! i niema komu takich rzeczy dochodzić. Dzieją się dzisiaj większe zbrodnie, a nikt za nie niepociąga do sądu, a cóż dopiero takie? — I coś tam jeszcze bełkotał, ale mnie trudno go było rozumieć, bo przez tę gębę ciężką mu była wymowa. Ale co wyrozumiałem, to mi się zdało być prawdą, i tak sobie myślę o tém, kiedy się na raz oglądnę, (już może niebyło jak ćwierć mili do Przemyśla,) a tu cała chmura za mną na koniach!
— Puszczaj naprzód! — krzyknę do sługi. Puścił, ja za nim znowu co konie wyskoczą. Już i miasto się pokazuje, wjeżdżam a myślę sobie: Dopieroż tu będzie! jadę im w same gardło. Już myślałem w samém mieście skręcić na prawo i pędzić tak gościńcem ku Lwowu: niechby się działa wola Boża! ktoby miał lepsze konie, tenby wygrał. A ja moim wozowym wiele mogłem zaufać, bo były ze staj-