Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 250.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tedy czterech na raz i kupą idą ku karczmie, dwóch zostało przy koniach. Krzyknę tedy do Węgrzynka:
— Puszczaj tego, bo owo tamci idą.
Prędko go tedy i niezwiązanego wrzuciliśmy do komory i zaszczepili. Wchodzą ci, zaraz my na nich we trzech z góry; przelękli się i chcieli pierzchnąć, ale my im ode drzwi, — dopiéro bij, wiąż. Namłóciliśmy ich co się wlazło, wołając zawsze: — A poganie! takie a takie syny! to na panów będziecie napadać! ha! to już chyba świat by się miał wywrócić, żeby chłop bił szlachcica, a nie szlachcic chłopa, jako jest od początku świata?.... i biliśmy przytém co jeno wlazło, a wybiwszy, powiązali i pokładli pokotem, abyśmy mogli odpocząć i naradzić się, co tu daléj począć z tém tałałajstwem?
Tedy Węgrzynek, który najpierwszą akcyę w téj sprawie miał, że aż się pot z niego lał, tak jakby wyszedł z kąpieli, najpierwszy zabrał głos i rzecze:
— To panie nie ma z tém co robić, tylko wybić w pień, bo na co ma cho-