Ta strona została uwierzytelniona.
II.
Jest mała tutaj ławka — wkrąg tchnie jaśmin biały,
Akacye, berberysy i krze róży dzikiej,
W których groźnym się głosem zwołują puszczyki
I płynie sów zbłąkanych chichot oszalały.
Codziennie tu przychodzę sam do tej ustroni
Spieczone zwilżyć usta rzeźką nocną rosą —
Jakieś dziwne przeczucia mnie w tę stronę niosą,
Jakaś moc niepojęta mnie w to miejsce kłoni.
Przychodzę tu i siadam, by spocząć na chwilę
Po dusznej dnia spiekocie i po dziennym gwarze,
By zanurzyć się w kwiatów rozwonionym pyle —
Lecz oto, gdy znów wstaję, nagle się przerażę,
Jakiś lęk obłąkany serca mi się czepia —
Ze wszystkich krzów się patrzą na mnie krwawe ślepia.