Kochałem ludzi i świat cały
Miłością szczerą, niekłamaną —
I cóż mi w zamian losy dały?..
Za miłość serce mi oplwano,
Za dobroć bito mnie rózgami,
Me ciało krwawa rana plami.
Walczyłem z sobą bardzo długo,
Chcąc stłumić w sobie wszystkie skargi,
A łzy mi ciekły srebrną strugą,
A z bólu mi bielały wargi,
Lecz nie żaliłem się nikomu,
Bom wolał płakać pokryjomu!
Przed ludźmi zawsze miałem oczy
Pełne spokoju i słodyczy —
I nikt nie widział, że mnie toczy
Czerw rezygnacyi i goryczy,
I nikt nie słyszał, jak wśród nocy
Ku gwiazdom słałem głos sierocy.
Walczyłem długo — całe lata
Znosiłem wszystko w niemej skrusze,
Lecz dziś mnie taki ból przygniata,
Że już doprawdy spocząć muszę,
Bo, gdyby liście z drzew zerwane,
Padnę — i nigdy już nie wstanę!
O, Matko święta i Jedyna,
Ja już nie mogę walczyć dłużej!
Przyjm pod opiekę Twego syna,
Który tu z ziemskiej wypił kruży
Wszystkie rozpacze, całą mękę —
O, Matko, podaj mi swą rękę!