Ta strona została uwierzytelniona.
Oto zeszła kochanka w ten park srebrno-biały,
Drzemiący pod złocistą emalją miesiąca,
Dziwnie niepokalana i dziwnie milcząca,
Pełna słodyczy nieba, niepojętej chwały!
Gdy weszła, wszystkie drzewa nagle zaszeptały
I jakby pod zaklęciem z gałęzi tysiąca
Posypała się szronów zamieć migocąca,
Rozkołysał się gwiezdnych pyłów hymn wspaniały.
Park rozgrał się, rozśpiewał lutnianemi dźwięki
I radosną fanfarą witał swą królowę...
Ona cicho szła ku mnie przez puchy śniegowe,
Przystrojona w mimozy, w srebrnych lilij pęki
I niosła mi w amforze, rżniętej w chryzolicie,
Rosy przecudnych marzeń, zrodzonych o świcie.