Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/14

Ta strona została skorygowana.

moje całe szczęście... niby jako teraz panu. „Ratuj — rzekłem — ojcze serdeczny, wyrób posadę w dobrach książęcych“. Stary kocha mnie bardzo. Nawet kiedy byłem dzieckiem, nigdy mnie nie bił, nigdy nie skrzywdził... Powlókł się więc do zamku i bawił tam ze dwa tygodni. Gdy wrócił, uśmiechnął się do jedynaka i w głowę mnie pocałował, szepcząc: „No, synku! cierpliwie i pokornie czekać musiałem dni kilka na pańskie przyjęcie i pańską łaskę, bo gości było huk, aż z Wilna i Warszawy, ale się doczekałem“.

Kulesza. Więc to na prośbę ojca książe cię zamianował?
Jerzy. A jużci. Nazajutrz z głównego zarządu dóbr przyszło na piśmie rozporządzenie, abym natychmiast jechał do Laskowa dla objęcia posady nadleśnego, wakującej po Jurczyńskim, który — jak panu wiadomo — zestarzał się, do służby był niezdatnym i poszedł na chleb łaskawy.
Kulesza. No, i przyjechałeś — a ponieważ stary dworek nadleśnego spalił się, więc czekasz na wybudowanie nowego...
Jerzy. Kiedym odjeżdżał i żegnał się z rodzicami, ojciec nad moją pochyloną głową kreślił i kreślił w powietrzu krzyżyki. Chyba ich było tam z tysiąc! Matka całowała synka i w twarz i w czoło i w szyję, a ja rwałem się do drzwi, jakby mnie magnes ku nim ciągnął. Ale już kiedy stanąłem na progu, taki serdeczny żal mi serce ścisnął i wdzięczność w niem bijąca, tak mnie tu w gardle zadławiła, że wróciłem ze łzami w oczach, padłem na kolana i długim po-