Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/17

Ta strona została skorygowana.
(W tej chwili z dworka wypada Aurelia boso, w czerwonym kaftanie, w krótkiej spódniczce, z blond kosami rozpuszczonemi i fruwającemi w powietrzu. Za nią tuż Karolka, za nią dziewczyna wiejska, za niemi dwóch małych chłopców, Antek i Pietrek, w koszulach przepasanych krajka, boso. Wszyscy aż się zanoszą od śmiechu, oblatują podwórze do koła, przeskakują przez kłody. Aurelia staje na studni i z pełnego wiadra, stojącego na cembrzynie, pryska wodą na całą bandę. Na krzyk dzieci wychodzi kucharka z oficyny, obiera nożem kartofel, patrzy się z zadowoleniem na figle panienki i aż się pokłada ze śmiechu. Ze stodoły i z szopy wychodzi paru parobków z cepami, piłkami, siekierami i śmieją się także głośno. Z budy, za dworkiem, odzywa się szczekanie psa. Wszystko to tworzy wrzawę trwającą kilka sekund).
SCENA TRZECIA.
CIŻ SAMI, AURELIA, KAROLKA, PIETREK, ANTEK, KUCHARKA, PAROBCY.
Teofila (krzyczy i niecierpliwie tupie nogami). Aurelka! Aurelka! Karolka!... A i wy: Antek! Pietrek!
Kulesza. Co znowu?
Teofila (j. w.). Karolka! Aurelka!... Antek! Pietrek! a zasię... Aurelka!
Kulesza. Czego Teofila wrzeszczy? czego Teofila dziwaczy?
Teofila (załamując ręce). Jezus Marya!... Boże... obie bose, Aurelka i Karolka... po rosie!
Kulesza. A gdzież rosa?!... a choćby i była, no, to i co?