Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/21

Ta strona została skorygowana.

szkoda! — a! — Czemuż to życzyła, aby te zaręczyny były pajęczyny? — a!

Teofila (chwilę milczy, potem macha ręką i mówi). Ot! Floryan nie wiedzieć co wygaduje! Aurelka jest mojem dzieckiem i ja o szczęście jej dbam więcej, niż o wszystko, co może być na świecie. Niechby sobie był pan, czy cygan, czy chłop, czy szlachcic, byle jej dobrze z nim było.
Kulesza (wybucha śmiechem). Wie Teofila co?... Teofila jest dobra kobieta, ale kobieta, a u baby rozum to jak dwa psy ze związanemi ogonami. Jeden w jedną stronę rwie się, drugi w drugą — i obydwa na miejscu stoją.
SCENA CZWARTA.
CIŻ SAMI i AURELIA.
Aurelia (staje w ganku). Mamo! niech-no mama tu przyjdzie. Jest ktoś z interesem do mamy.
Teofila. Idę, już idę! (do męża, wskazując na misę). Można zabrać?
Kulesza. Przecie Teofila widzi, że zmiotłem wszystko.
Teofila. Daj Boże Floryanowi na zdrowie.
Kulesza. Dziękuję. — Bigos był wyśmienity. Już to mnie Teofila dobrze żywi; nie ma co mówić: dobrze żywi! To też dlatego i facecye mnie się trzymają, bo „człowiek niegłodny do żartu sposobny“.
Teofila. Et! takich żartów to i słuchać nieraz niemiło! (Spostrzega Aurelię, która przebrana w sukienkę zbliżyła się do rodziców). A ty tu poco?
Aurelia. Przyszłam tatce ręce ucałować.