Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

to tu dworek pana posesora z Laskowa? — Ja mu odrzekła: a tu. — A którędy się wchodzi? — Ja mówię: prosto nosa.

Aurelia. Niegrzeczna! Fe... brzydka dziewczyna!
Karolka. Ale się wnet poprawiłam i powiadam: w około, pod płotem, aż do wrót, a przez wrota w dziedziniec.
Aurelia. No tak, to po ludzku.
Karolka. A on pyta: A pan nadleśny Chutko jest?
Aurelia (żywo). Cóż ty na to?
Karolka. Może jest, a może go nie ma.
Aurelia. Oj! ty szkaradna! (Zamierza się, jakby ją chciała uderzyć, ale znać, że to robi żartem).
Karolka. Ale się poprawiłam i gadam: tu mieszka, w oficynie, i u taty i u mamy stołuje się, ale poszedł do lasu. A on: to na niego zaczekam. A ja: siadajcie sobie przy drodze i czekajcie.
Aurelia. Widzisz smarkata, jakaś to ty złośliwa! Wartoby cię ukarać. (Gest j. w.).
Karolka (śmieje się). Ale znów się poprawiłam i powiadam: idźcie za mną, ja wam drogę wskażę. I poleciałam naprzód, a on wlecze się powoli, powolutku... ledwie girami powłóczy. Czuć od niego gorzałkę, aż strach!... A! nareszcie włazi we wrota! (Zrywa się i leci do bramy). Chodźcie! prędzej chodźcie człowieku. Pana Jerzego Chutka nie ma, jeszcze z lasu nie wrócił, ale jest pani Chutkowa. (Wskazuje na Aurelię).
Aurelia. Ach! ty nieznośna dziewczyno! Doprawdy gniewam się na ciebie! (Podbiega do Karolki, grożąc