Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/27

Ta strona została skorygowana.
Jerzy (wznosi oczy za listem, potem chwyta jej drugą rękę i okrywa pocałunkami). Proszę, proszę, moja miła, moja dobra, moja śliczna panno Aurelio, bardzo proszę!
(Ona po tych pocałunkach miesza się, jakby rozkosznie omdlona. Nagle list opuszcza na ziemię, oczy przeciera i jakby oprzytomniona biegnie na ganek. Jerzy list podnosi).
Aurelia (wołając). Karolka! do obiadu nakrywaj!... Ja do kuchni lecę. Tatko z obory zaraz nadejdzie... a i pan Jerzy z lasu powrócił. (Zbiega po schodach z ganku i, patrząc na Jerzego, leci pod ścianą dworku za węgieł, do kuchni).
SCENA SIÓDMA.
JERZY sam.
Jak mi serce bije! (Rozrywa kopertę, niesie naprzód list do ust, następnie czyta głosem przyciszonym, ze wzruszeniem). „Ach najdroższy Jerzy! Zmartwiona jestem bardzo i smucę się okropnie, bo brat mój Konstanty, słyszę, coraz gorzej na ciebie wygaduje i odgraża się, że ani grosza posagu nie da. Ja nie wiem, jak ja wyjdę za mąż bez posagu i bez wyprawy. Wielki to będzie wstyd dla mnie. I ty swojej ziemi nie masz, a jak, broń Boże, miejsce stracisz, to co my wtedy zrobim? Ja zdrowa jestem, tylko bardzo zmartwiona i bardzo mnie za tobą tęskno, bo ja bez ciebie, to jużbym żyć nie mogła. Tak podobno pobuntował siostry i szwagrów, że odgrażają się wielką nieprzyjemność twoim rodzicom zrobić, jeśli ty mnie nie wyrzeczesz się...“ (Mówi). Moim rodzicom! a nie