>>> Dane tekstu >>>
Autor Józef Jankowski
Tytuł Sułtanka Walida
Pochodzenie Świat R. I Nr. 11, 17 marca 1906
Redaktor Stefan Krzywoszewski
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda Synów
Data wyd. 1906
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Andrzej Zarzycki (1876-1922)
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Sułtanka Walida

Potężny sułtana Mahmuda jest ród, ma mocną dzierżawę i skarbów ma wbród, ma perły uryańskie, ze złota ma tron, ma berło, na którem dyamenty, jak szron; ma brylant u kity — nie szukaj mu cen — jest razem, jak słońce, i bajka, i sen. Ma złote karoce, sług zastęp, codrży, na stajniach tysiące rumaków mu rży; ma białe pałace, posągów ma las, ma cuda-haremy i morze ma kras. Wżdy próżno te skarby i większe kroć sław: sułtani Walidy cudniejszy mu zjaw. To jego korona, jego serca rdzeń, to jego źrenica, i jasność, i dzień. To jego marzenie, osłoda i żart, i czułość, i rzewność, i duma, i hart. Sułtanka Walida — któż skreśli tę moc? — ma lico, jak światło, a włosy, jak noc; jak droga kość, czoło, pod czarną jej brwią źrenice, gdzie czarne przepaści dwie tkwią, i usta, na których, jak w kwiatach śród ros, i słodycz bezmierna, i uśmiech, jak los. Sułtanka Walida gazeli ma krok, nie splamił jej nigdy niewiernego wzrok — i pewno, jak złotej zwierzyny śród kniej, prócz pana i władcy nie ujrzy nikt jej.


Na dworze Mahmuda uciecha i gwar, wre huczna zabawa, przelewa się z czar, bo Mahmud dziś posła z chrześcijańskich stron ugaszcza a każe, by wielki był dzwon. Więc krążą puhary — wesele i ruch, a poseł przy władcy, jak najbliższy druh... I rad mu jest sułtan, i skłonny do łask, bo zawarł przymierze, co państwu da blask, bo zawarł przymierze... a zresztą któż wie, co władców weseli, do szaleństw co rwie? — Dość że gdy i poseł, i wino mu wsmak, wraz czarę podniesie i ozwie się tak: — Hej, obcokrajowcze, coś zjechał w nasz gród! choć wraża twa wiara, choć obcy twój ród, dziś serce naoścież me, szerzej od bram, mów, czego twe serce pożąda, a dam; nie padnie odmowa, nie pomknę się wstecz, chociażby to była najdroższa mi rzecz. Że zdzierżę, bądź Allah pieczęcią mych słów, wy słudzy świadkami. A teraz że mów!


I poseł rzekł: — Prośbę niewielką mą zważ, sułtanki Walidy swej pokaż mi twarz, sułtanki Walidy, o której ta wieść: piękniejszej nie zdołałbyś z przędzy snów spleść, piękniejszej z pod rajskich nie wysnułbyś farb: sułtankę Walidę — ów pokaż mi skarb.


I pobladł wraz Sułtan, i zmartwiał, jak słup, upadła mu czara złorzeczna do stóp, za rękę wziął posła i krótko rzekł: — Chodź! O, losie! Ty drogę litością mu grodź!


I przeszli przez komnat pozłocistych rzęd, i weszli do jednej, gdzie słodki drgał nęt, tam Mahmud zasłonę uchylił, dał znak — i wyszła Walida cichutko, jak ptak. Calutka w osłonach leciuchnych, jak mgła, przez które nad gwiazdy piękniejszy cud drga. Ujrzawszy obcego, kobiecy swój wstyd zakrywa, co błyska, jak perły i świt — i wzrok swój gazeli, pytający lęk, ku władcy posyła skroś czułość, skroś wdzięk. Lecz Mahmud swym czuciom wygrodził już gwałt, osłonę zdarł, cudny obnażył jej kształt, wraz zbliżył się, sprężył hart wszystkich swych sił i mocne żelazo pod serce jej wbił. Jęknęła Walida i do władcy nóg, upada, jak lilia, rozdarta przez głóg, i ręce wyciąga, i czepia się szat, miłosny wzrok topi i kona, jak kwiat.


Tak klejnot haremów pogrążył się w mrok, Walida, na którą padł giaura wzrok.

Józef Jankowski.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Jankowski.