Syn Marnotrawny (Weyssenhoff, 1905)/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Weyssenhoff
Tytuł Syn Marnotrawny
Rozdział III
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1905
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa; Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.

W każdym organizmie, choćby najtrwalszym, są miejsca bolesne i chore. Potężny ród Dubieńskich nie jest wolny od tej ogólno-ludzkiej skazy. Nie jeden tylko Jerzy jest »raną życia« pana Macieja. Istniała w rodzinie starsza, nie zagojona dotychczas rana. Tadeusz, stryjeczny brat pana Macieja, był wyznawcą najzgubniejszych idei, jak oto: socyalizmu, wolnomularstwa, liberalizmu i t. p. Zdawało się, że Tadeusz wybierał umyślnie i przyswajał sobie z postępem czasu wszystkie idee nienawistne Maciejowi, aby go doprowadzić do rozpaczy.
Wistocie Tadeusz stracił majątek za młodu i puścił się na życie bez zasad, bez steru, bez gwiazdy przewodniej. Jak te wyrażenia, o nim używane, tak samo tajemnicze były przeguby jego istnienia, mieniącego się różnemi barwami po różnych miejscach świata. Przepadał, ukazywał się znów. na powierzchni, mniej lub więcej ozłocony i w tych chwilach świetniejszych budził nawet wielkie nadzieje. Ale najgorszą jego przywarą była »niepewność«.
— Stryj Tadeusz jest niepewny!
Pozostawała bowiem zawsze ta dokuczliwa o nim wątpliwość, gdzie się znajduje, co zamyśla, ile ma pieniędzy.
Nie wiadomo dokładnie, co porabiał przed laty w Ameryce; zdawano sobie tylko sprawę, że tam nauczył się walczyć z życiem. Dochodziły wówczas wieści, że się zbogacił, uprawiając pożyteczne rośliny, jak ryż i trzcinę cukrową; inni zaś przebąkiwali głucho, że popadłszy w biedę, imał się mniej zaszczytnych zawodów, że był nawet czasowo kelnerem w restauracyi. Tym ostatnim pogłoskom rodzina w Chojnogórze zaprzeczała jednak z oburzeniem.
Po kilku latach bez wieści okazało się, że jakiś Zebri-bej w Stambule, sekretarz i ulubieniec sułtana, jest Polakiem i nie kim inny jeno Tadeuszem Dubieńskim. Otucha wstąpiła do gniazda Chojnogórskiego.
— Stryj Tadeusz miał zawsze zdolności do dyplomacyi; może nareszcie odnalazł swe powołanie.
Otucha była tem „raźniejsza, że stryj, razem z powołaniem odnalazł i żyłę złota; gazety wyliczyły jego zasługi, zaszczyty i podały wierny wizerunek jego gabinetu, urządzonego ze wschodnim przepychem.
Ale znowu po kilku latach Fatum, bardziej czynne na klasycznym gruncie półwyspu Bałkańskiego, niż w reszcie świata, odmieniło koleje pana Tadeusza. Pozostał w Konstantynopolu, lecz nie przy wysokim Dworze; owszem, założył gazetę angielską opozycyjną, która przez pewien czas używała rozgłosu i posłuchu.
Wtem rozeszła się wieść, że dawny Zebri-bej, obecny redaktor, zbankrutował i trzema strzałami z rewolweru życie sobie odebrał. Inni mówili, że zginął w pojedynku z jakimś księciem serbskim, zazdrosnym o żonę. Jakkolwiekbądź, przywdziano już w Chojnogórze lekką żałobę, gdy autentyczna poczta przyniosła najnowszą wiadomość, że hrabia Tadeusz Dubieński znajduje się w Anglii i pisze tam obszerny memoryał o kwestyi wschodniej w zaciszu własnej willi w Charing-Cross, której wizerunek podały też niebawem pisma illustrowane.
Takich niespodzianek było za wiele dla pana Macieja, przyrosłego do miejsca, do tradycyi, zajętego wychowaniem dorastających dzieci. Nie można było nigdy wiedzieć napewno, czy stryj Tadeusz jest chlubą, czy zakałą rodziny: czy go stawiać za przykład, czy za postrach młodemu pokoleniu? Przytem w całej tej awanturniczej historyi był cień śmieszności, który korcił pana Macieja, gdyż ubliżał poniekąd powadze nazwiska. Przezorny naczelnik rodu postanowił zatem wykreślić rozmowę o stryju Tadeuszu z codziennego programu, wspominać o nim rzadko i po dokładnem zbadaniu wieści, które o nim wybuchały.
Jednakże wieści od lat kilku przycichły. Burza, miotająca tem życiem, przeszła w równiejszy wiatr, poczęła kierować nawę ku pewniejszym przystaniom. Pan Tadeusz obracał się w ogólnie znanej i dostępnej Europie, między Londynem a Rzymem, cieszył się zdrowiem i powodzeniem w przedsiębiorstwach finansowych, coraz mniej ryzykownych; pozostał zawsze w stosunkach ze Stambułem, któremu, jak powiadano, wiele był winien; zyskał i inne rozległe stosunki u Dworów panujących, osobom koronowanym dawał uczty i podarunki, pokryty był orderami wszystkich krajów. Zarysował się wreszcie stanowczo i należało się spodziewać, że ostatecznie: był to mąż polityczny wielkich zdolności, któremu tylko wyjątkowa pozycya człowieka bez ojczyzny nie pozwoliła wcielić swych pomysłów, zostać ambasadorem lub ministrem. Ograniczył się więc na zdobywaniu sobie środków do zajmującego i wspaniałego życia.
Pan Maciej zapragnął wejść z kuzynem w stalszą korespondencyę. Ale Tadeusz okazał się znowu nieprzyjemnym: nigdy prawie nie odpisywał. Przysłał tylko do Chojnogóry portret swój, rytowany w Anglii, który znalazł pomieszczenie w gabinecie pana Macieja. Dyplomata przedstawiony był na nim w połowie postaci, w mundurze, w fezie, a tak był szczelnie przykryty orderami, że dumna głowa zdawała się spoczywać na trofeach skorupiastych, ułożonych w kształt piramidy. U dołu ryciny widniał herb Dąb, pod hrabiowską koroną, między dwiema nieczytelnemi podobiznami podpisów, po angielsku i po turecku.
Pan Maciej wpatrywał się czasem w ten portret z rodzinną tkliwością:
— Co z ciebie jeszcze będzie? Czyś się już zatrzymał, bracie? W duchu życzył gorąco, aby brat już się zatrzymał. Mogłaby z niego być pociecha i podpora.
Nie widzieli się od wieków. Ostatni raz spotkali się w Wiedniu, gdy Maciej, o pięć lat starszy, wracał ze ślubnej podróży, a Tadeusz grał resztką majątku, wcześnie odziedziczonego, w klubie wiedeńskim. Byli wówczas podobni do siebie fizycznie, choć bardzo różni moralnie. Teraz, sądząc z portretu, zatarło się i fizyczne podobieństwo: Tadeusz nosił krótko postrzyżoną brodę i powagę jakąś obcą, przepolerowaną zagranicą, miał nadto uśmiech trochę gorzki, jakby pamiętający ciężkie przedsmaki i smutne obrzaski rozkoszy.
Ktoś powracający z Londynu widział pana Tadeusza i opowiedział Dubieńskim, że stryj znacznie posiwiał. Wywarło to wrażenie w Chojnogórze. Szron był rękojmią stalszych zamiarów, chłodniejszych zapatrywań i wróżył o przyszłem, daj Boże, najlepszem porozumieniu między krewnymi.
— Wiecie, moje dzieci — odezwał się pan Maciej z rozrzewnieniem — już i stryj Tadeusz siwy... A młodszy ode mnie! Już starość nadciąga...
Terenia, naówczas młodziutka mężatka, zaprotestowała żywo:
— Papa jest zawsze młody i najładniejszy.
Przez kilka miesięcy stryj Tadeusz był przedmiotem najmilszych rozmów; zapomniano mu dawnych wybryków, przebaczono, jak chrześcijanom przystało. Był niemal wielkim człowiekiem, bogatym i siwym.
Ale ów stryj zagraniczny przeznaczony był widać na udręczenie pana Macieja. Nadeszła bowiem wiadomość piorunująca: Stryj ożenił się.
List własnoręczny oznajmiał o dokonanym fakcie. Ożenił się z Estellą Varicot, »świętą kobietą« podobno, ale śpiewaczką teatralną. Zamieszkał w Paryżu, znowu we własnym domu, tym razem jednak gazety nie uznały za potrzebne odtwarzać go w swych illustracyach.
Po tym wypadku stryj Tadeusz był na indeksie w Chojnogórze, zwłaszcza, gdy stwierdzono istnienie córki, Estelli Dubieńskiej, której wiek stanowczo nie zgadzał się z datą ślubu ojca.
Znowu odmienny powiew przyniósł do Chojnogóry wiadomość o śmierci pani Tadeuszowej Dubieńskiej i o ciągłem wzrastaniu majątku wdowca. Córka wychowywała się w klasztorze. Ale pan Maciej nie mógł już odnaleźć tego serdecznego ciepła, które to uczuwał, to tracił dla niepoprawnego brata; przez ciągłe fluktuacye serce zmęczyło się i ostygło. Obecnie rozmowy o stryju Tadeuszu przybrały ten zwrot klasyczny:
— Oby Jerzy nie poszedł w ślady stryja Tadeusza! Inną ma wprawdzie naturę, jest poetą, ale... bez zasad, bez steru, bez gwiazdy przewodniej... jak Tadeusz!
Wyrazy, gdy się je bardzo często powtarza, nabierają ceny, jak stare sprzęty; nie ceny bezwzględnej, ale tego praetium affectionis, które stanowi wartość starożytności, przyzwyczajeń, wygody osobistej.
Że Jerzy widywał stryja w Paryżu, że podobał się staremu Zebri-bejowi i pozostał z nim w stosunkach, wiadomość ta zapadła głęboko w pamięci pana Macieja. Mogło to mieć i dobre strony, ale tymczasem było niepomyślne, zwłaszcza jeżeli Jerzy otrzymywał od stryja pieniądze. Sposoby działania na Jerzego byłyby znacznie utrudnione, może nawet daremne. To też jednocześnie z poselstwem córki do Nizzy, pan Maciej napisał długi list do Tadeusza, kładąc nadgłówek »tibi soli«, który zapowiadał ważny i poufny charakter odezwy. Przezwyciężył swe wstręty, raz jeszcze otwierał serce bratu w celu ratowania syna. Nad listem tym pan Maciej prześlęczał dwa wieczory.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Weyssenhoff.