Szablon:Tekst na dziś/31 marca/b
Gehenna
Helena Mniszek
Oboje zdyszani i bladzi patrzą uparcie na czarny kłąb dymu, który wśród ostatnich już ognisk zachodu wygląda niby potworny gad, rozkręcający swe macki.
Zmrok osiadł na plancie, zmrok gęsty, leniwy, przesiąknięty lekką różowością. Szyny straciły nieskazitelne linie, zasnuwają się muślinem mroku. Niebo poczerniało, został już jedyny wypukły wał purpury okopconej zmrokiem, oddzielający horyzont. Aż oto z tych ostatnich płomieni oderwały się dwa ognie okrągłe, czerwone i pędzą naprzód nieco nad ziemią w równej od siebie odległości. Poprzedza je głuchy turkot rozpędzonych kół i znamienny grzechot toczącej się masy. Nad niemi bucha czarnym kominem dym, przetkany iskrami złota.
— Widzisz latarnie — zbliża się już — szepce Andzia drżącemi wargami.
Jaś milczy, oddycha szybko i wczepia się konswulsyjnie palcami w ramiona towarzyszki. Ona zaś walczy z sobą. Zmaga się w niej stanowcze postanowienie z nagle obudzonym strachem.
Dwie latarnie parowozu coraz bliższe i bliższe, niosą do niej okropny lęk. Jakiś kosmaty potwór chwyta ją za piersi.