Szablon:Tekst na dziś/6 lipca/a
Pod piorunami
Józef Weyssenhoff
Proboszcz zbliżył się śpiesznie do okna i spojrzał. Rozległa ciemność gęstniała ku zachodowi, kłębiła się stamtąd dymna, ścigająca ostatnie gwiazdy na niebie. I złowrogi śmiech błyskawicy rozproszył wszelką wątpliwość.
Ksiądz cofnął się nerwowo i przeżegnał się.
— Zamykać okna, zamykać! — zawołał głosem złamanym, nieprzystojnym silnemu, trzydziestokilkoletniemu mężczyźnie.
— Zrobi się, zrobi; jeszcze daleko... — odrzekła Marcinowa bez najmniejszego wzruszenia.
I, zamknąwszy dwa okna w salonie, wyszła, aby dojrzeć innych otworów domu.
Ksiądz, chodząc niespokojnie, zezował ku oknom, — a nuż przejdzie bokiem — ale ciche strachy błyskawic ściskały go za serce coraz częściej, a grzmot począł iść zdaleka ciągły, jak dudnienie setnych wozów po brukach, przerywane niepokojącym łomotem.