Szablon:Tekst na dziś/7 stycznia/a
O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze
Jan Beyzym
Przybyłem do Tananariwy 30 grudnia 1898 r., a na drugi dzień zaraz taka ciocia febra zaopiekowała się mną należycie. Tutaj wszyscy mówią, że każdy Europejczyk czy prędzej czy później, musi taką febrę przebyć. Chciałem ją chodzący przebyć, żeby się nie poddać, tylko jak zwykle robiłem, przełamać, ale się nie dało; miałem 40 stopni gorączki, a nawet nieraz i więcej, więc musiałem się położyć i cały tydzień przeleżałem. No teraz Ojciec już mnie ma za wytłumaczonego, że tak późno ten list wysłałem, nieprawdaż? Trudno było wcześniej, choć szczerze chciałem. Ale to zwykle bywa, że człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi.
Tananariwy opisywać Ojcu nie będę, bo niema co. Jest to miasto wielkie, na górach leżące, ale nie europejskie, tylko budowane domy po afrykańsku. Wody w całym Madagaskarze niema do picia, rzeki brudne, a bagna bardzo niesmaczne. Pijemy tu wszyscy deszczówkę, którą się trzyma na przeciągu w cieniu, żeby była chłodniejszą.