Tajemnica grobowca/1
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnica grobowca |
Pochodzenie | Przygody Zagadkowego Człowieka
Nr 77 |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 27.6.1939 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Wielka limuzyna zatrzymała się przed wrotami parku, okalającego pałac Sirrinsów. Z wozu wysiadła Ewelina Demelson i smutnym okiem powiodła wgłąb parku, którego zniszczenie i zaniedbanie rzucały się już na pierwszy rzut oka.
Piękna ta i jeszcze młoda dama odziana była w ciemne szaty. Była dziś dziesiąta rocznica śmierci jej pierwszego męża, i Ewelina Demelson przybyła tutaj, aby na jego grobie, jak co roku, złożyć wiązankę kwiatów.
Od siedmiu lat była już ona żoną lorda Demelson — jednego z najbogatszych i najszlachetniejszych ludzi w Anglii.
Z opuszczona głową kroczyła lady Ewelina przez aleję parku.
Jakże ciężkie były owe niespełna dwa lata, w ciągu których była żoną Harolda Sirrinsa!... Gdy los zwolnił ją od współżycia z tym człowiekiem i zerwał małżeństwo od początku nieszczęśliwe — opuściła ten dom i ten park czym prędzej i odtąd tylko raz do roku wracała w ten strony, aby na nagrobku swego pierwszego męża złożyć kwiaty.
Posiadłość przeszła w ręce bratanka zmarłego — Mateusza Sirrinsa, człowieka równie rozrzutnego i lekkomyślnego, jak i jego stryj Harold. Piękny majątek był w zaniedbaniu i całość chyliła się wyraźnie ku ruinie.
Na uboczu, oddzielony od parku tylko niewielkim parkanem, stał mały kościółek. Tutaj spoczywały zabalsamowane ciała Sirrinsów.
Właśnie do tego kościoła zmierzała teraz piękna lady Ewelina Demelson.
Zakrystian Belling, uprzedzony o tej dorocznej wizycie, czekał na lady na progu świątyni,
Z rąk lokaja, który kroczył za swą panią w odległości kilku kroków, dźwigając duży wieniec — wzięła lady kwiaty i zwróciła się do służącego głosem pełnym słodyczy:
— Proszę wrócić do wozu, zaraz tam będę.
Zakrystian skłonił się nisko byłej dziedziczce tych dóbr.
Lady Ewelina zeszła do krypty. Stały tu sarkofagi z kamienia i metalu.
Nie wiele było nagrobków, jak na ród liczny i jak na setki lat istnienia tej krypty. Ale Sirrinsanowie byli zawołanymi podróżnikami, niespokojne były z nich duchy i kości ich spoczywały pod różnymi szerokościami geograficznymi.
Z ciężkim westchnieniem zbliżyła się lady Demelson do grobowca męża. Złożyła ręce i gotowała się do modlitwy za spokój duszy tego człowieka, który był powodem tylu jej udręk i zmartwień.
Nagle cofnęła się przerażona!
Czyżby ją wzrok mylił?...
Z zapartym oddechem pochyliła się nad sarkofagiem...
Nie, nie myliła się. Grobowiec był pusty! Przez szkło w jego bokach nie było widać zabalsamowanego ciała. Ogarnęła ją teraz trwoga śmiertelna. Wybiegła z krypty aby zaalarmować zakrystiana.
Ale w ostatniej chwili zawahała się.
Wiedziała dobrze, że prócz zakrystiana Bellinga, tylko Mateusz Sirrings posiadał klucz do otwierającego się, jak wszystkie tutaj sarkofagi.
Instynkt jakiś mówił młodej kobiecie, że nie powinna powierzać tej tajemnicy Mateuszowi. Nie miała do niego zaufania i nie wierzyła w jego życzliwość
Złożyła kwiaty na sarkofagu, udając, iż nie zauważyła niczego i czym prędzej opuściła kryptę.
Wizyta ta nie była ani dłuższa, ani krótsza od innych z lat poprzednich. To też Belling nie widział w tym nic dziwnego, że lady Demelson po kilku minutach znalazła się znów przed samochodem.
— Do domu! — rzuciła do szofera.
Droga od posiadłości Sirringów do miasta nie trwała dłużej niż pół godziny. Nareszcie byli już w domu! Nareszcie będzie mogła zebrać myśli w spokoju i zastanowić się co czynić.
Zaledwie przekroczyła próg swej gotowalni — piękna kobieta dojrzała list, leżące na komodzie
Nosił on stempel pocztowy z Londynu i brzmiał jak następuje:
„Czcigodna Lady Demelson!
Mam do spełnienia zadanie, które niewątpliwie nie sprawi pani radości. Niestety — ciężki obowiązek zmusza mnie do nie ukrywania ciężkiej dla Pani prawdy.
Oto ona, w dwóch słowach: małżonek Pani, pierwszy małżonek — Harold Sirrings, którego od lat dziesięciu uważała Pani za nieżyjącego — jest zdrów, żyje i choć mu los wiele dóbr poskąpił ale nie odebrał mu praw wolnego obywatela Anglii. Z tych praw zamierza mój przyjaciel Harold Sirrings skorzystać i domagać się powrotu doń jego małżonki, którą jest właśnie Pani, Czcigodna Lady Demelson.
Za kilka dni zamierza małżonek Pani wystąpić o swe prawa.
Oczywista, że nie wierzy Pani mym słowom. Dlatego też załączam fotografię, dokonaną przed dwoma tygodniami w Nowym Jorku.
Stwierdzi z niej Pani, Czcigodna Lady, że Harold nie zmienił się w ciągu tych dziesięciu lat. Te same lata, które sprawiły, że uroda Pani stała się jeszcze bardziej olśniewająca — spowodowały tylko nieznaczną zmianę w powierzchowności Jej małżonka.
Jak dotąd, panowało powszechne przekonanie, że Harold zwarł, wskutek upadku z konia.
Stało się jednak zupełnie inaczej. Mąż Pani, wałęsający się po najokropniejszych spelunkach, opuszczając jedną z nich którejś nocy, już nad ranem — wdał się w bójkę z kilku marynarzami. Na ulicy, niedaleko szynku znaleziono ciało człowieka, odzianego w garnitur identyczny jak ten, który nosił Harold. Twarz, posiniaczona i z wielką blizną była nie do rozpoznania.
Władze policyjne nie miały pewności, czy denatem był Harold Sirrings do chwili, w której nie stwierdzono znaku szczególnego, z jakiego mąż Pani, Czcigodna lady, był znany powszechnie.
Tym znakiem szczególnym była wytatuowana na prawym ramieniu Harolda KOTWICA w GWIEŹDZIE.
Taką wytatuowaną kotwicę w gwieździe ustalono na prawym ramieniu pani małżonka.
Jego identyczność została w tych warunkach ustalona bezspornie i została Pani wdową.
Bajeczkę o upadku z konia wymyślono dla dobra rodu Sirrinsów. Nie wypadało bowiem, aby tak wysoko urodzony człowiek zginał jak opryszek w ulicznej rozprawie nożowej.
Ale teraz szczegóły zupełnie Pani nieznane.
Zdawałoby się, że owego znaku na ramieniu nie może nosić nikt inny, jak tylko Harold Sirrins.
Ale tak nie było. Harold i jego przyjaciel z czasów studenckich, odbywający wspólnie podróż do Nowej Zelandii — tam właśnie polecili sobie sporządzić w tym samym miejscu ramienia przez tego samego „artystę“ identyczne rysunki. Miał to być widomy znak ich przyjaźni.
Obaj przyjaciele skończyli marnie, ale ów były student z Cambridge spadł jeszcze niżej, niż mąż Pani: stał się zupełnym nędzarzem. Nie widzieli się obaj przez lata całe i oto teraz spotkali się w owej spelunce.
Harold Sirrins był skłonny do wylewności i umiał być wspaniałomyślnym. To też wprost zdjął ze siebie ubranie i dał je swemu przyjacielowi, a sam posłał dla siebie po inne.
Podejmował swego przyjaciela serdecznie i upił go do nieprzytomności.
Sam również mocno podchmielony, opuścił wreszcie szynk jeszcze przed ową bójką.
Nazajutrz rano, gdy się przebudził w innej spelunce — dowiedział się z pism, — że został zamordowany.
Harold był z tej wiadomości bardzo zadowolony. Ubawiła go serdecznie i od razu sobie powiedział, że ją wykorzysta, aby stać się „żywym trupem“ — t. j. aby żyć, będąc oficjalnie uznanym za zmarłego.
Harold miał wielkie długi; wierzyciele nie dawali mu spokoju. Skwapliwie tedy skorzystał, aby się im wymknąć; pod przybranym nazwiskiem wyjechał do Australii, przebywał tam lat kilka, po czym osiedlił się w Ameryce, gdzie był zamieszany w sprawy bardzo brudne. Proszę mi darować, że nie taję przed Panią i tego bardzo bolesnego dla Niej szczegółu: otóż mąż Jej, wmieszany w aferę oszukańczą, został w Ameryce skazany na karę więzienia. Dopiero niedawno karę tę odcierpiał. Odnalazł mnie i we dwójkę zastanawialiśmy nad tym, co ma uczynić. Doszliśmy wreszcie zgodnie do wniosku, że jedynym jego ratunkiem, będzie... powrót do Anglii, powrót do życia i powrót do Pani. Harold udowodni światu, że na poprawę nigdy nie jest za późno.
Domyślamy się, że takie wyjście jest dla Pani, mówiąc bez obsłonek, ciężkim ciosem. Nie zależy Pani na pewno na tym, aby wrócić do dawnego życia u boku Harolda.
Postanowiliśmy dać Pani przeto szanse: jeśli Pani zależy, aby nikt się o tym nie dowiedział, a przede wszystkim, aby i mąż Pani nie został wtajemniczony, że ma żonę bigamistkę — zechce Pani przekazać na moje nazwisko odwrotnie pięć tysięcy funtów.
Tylko w ten sposób uniknie Pani zjawienia się Harolda w Londynie. W przeciwnym razie, mąż Pani znajdzie się za tydzień w stolicy i da o sobie i swej sprawie znać przez ogłoszenie w dziennikach.
Zechce przyjąć Pani, Czcigodna Lady Demelson, wyrazy poważania
Charles Beskins“.