<<< Dane tekstu >>>
Autor Jean Webster
Tytuł Tajemniczy opiekun
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1928
Druk Polska Drukarnia w Białymstoku Sp. Akc.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Róża Centnerszwerowa
Tytuł orygin. Daddy-Long-Legs
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Wierzbinki, 3-go sierpnia.

Drogi Ojczulku-Pajączku.
Już prawie od dwóch miesięcy nie pisałam do pana. Wiem, że to wcale nieładnie z mojej strony, ale... niebardzo lubiłam pana tego lata — jestem szczera, jak pan widzi.
Nie może pan sobie wyobrazić, ile mnie kosztowała konieczność wyrzeczenia się wyjazdu na wakacje do państwa McBridów. Wiem naturalnie, że pan jest moim Opiekunem i że muszę stosować się pod każdym względem do pańskiej woli, nie mogłam jednak i nie mogę zrozumieć, jaki był powód tego zarządzenia pańskiego. Spędzenie lata u państwa McBridów było przecież bezsprzecznie najlepszą rzeczą, jaka mogła mnie spotkać. Gdybym ja była Ojczulkiem, a pan Agą, byłabym powiedziała: „Jedź z Bogiem, moje dziecko, jedź i baw się dobrze; poznaj nowych ludzi i naucz się mnóstwa nowych rzeczy; przebywaj na świeżem powietrzu, zyskaj dużo zdrowia i sił, abyś mogła, świeża i wypoczęta, zabrać się do ciężkiej pracy całorocznej“.
Ale panu ani to przyszło do głowy. Kilka słów od pańskiego sekretarza, nakazujących mi wyjazd do Wierzbinek.
Ta właśnie bezosobowość pańskich nakazów razi mnie najboleśniej. Gdyby pan miał dla mnie najdrobniejszą choć kruszynę uczucia, jakie ja mam dla pana, przysłałby mi pan od czasu parę słów napisanych własną pańską ręką, zamiast tych ohydnych kartek pisanych na maszynie przez pańskiego sekretarza. Gdyby zawierały one najlżejszy bodaj ślad przywiązania pańskiego do mnie, zrobiłabym wszystko na świecie, aby pana zadowolnić.
Wiem, że miałam pisywać do pana uprzejme, długie, szczegółowe listy, nie oczekując nigdy odpowiedzi na nie. Dotrzymuje pan ze swojej strony warunków układu: kształcę się. Zapewnie też uważa pan, że ja nie dotrzymuję moich.
Ale, Ojczulku, jakie są one ciężkie! Naprawdę. Czuję się tak okrutnie samotną. Pan jest jedyną osobą, którą mam do kochania, ale jest pan jedynie cieniem nieuchwytnym, tworem mojej wyobraźni.
Prawdziwy obraz pański nie jest prawdopodobnie ani trochę podobny do wizerunku, jaki wyimaginowałam sobie. Raz jeden tylko, kiedy leżałam w infirmerji, chora na anginę, dał mi pan bezpośredni znak życia i teraz jeszcze, ilekroć czuję się bezgranicznie osamotnioną i zapomnianą, wyjmuję pańską kartę i odczytuję ją.
Zdaje mi się jednak, że odbiegłam bardzo od przedmiotu i nie piszę panu wcale o tem, o czem chciałam pisać, a mianowicie:
Jakkolwiek zranił pan głęboko moje uczucia i rana ta boli mnie jeszcze, bowiem wielce upakarzającem jest zostać wyrwaną ze zwykłych warunków i kierowaną przez arbitralną, nieubłaganą, nierozumującą logicznie, wszechwładną, niewidzialną Opatrzność; jednakże kiedy ktoś był taki dobry, taki szlachetny i taki dbały o mnie, jakim pan był dotychczas, myślę, że ten ktoś ma prawo — skoro mu się tak podoba — być arbitralną, nieubłaganą, nierozumującą logicznie, niewidzialną Opatrznością. I dla tego wybaczam panu i przestaję się trapić! Nie mogę jednak jeszcze przemódz się o tyle, aby czytać z przyjemnością listy Sallie, opisującej, jak świetnie spędza czas na letnisku.
Mniejsza o to jednak — spuśćmy na cały ten fakt zasłonę i bądźmy znów jak dawniej.
Dużo pisałam tego lata. Skończyłam cztery krótkie opowiadania i porozsyłałam je do czterech różnych miesięczników. Widzi więc pan, że robię, co mogę, aby stać się autorką. Urządziłam sobie pracownię w jednym kącie poddasza, gdzie „panicz Jerry“ lubił bawić się w dni deszczowe. Jest to przewiewny, zaciszny kącik z dwoma dymnikami, ocieniony dużym jaworem, w którego dziupli uwiła sobie gniazdo cała rodzina czerwonych wiewiórek.
Za kilka dni napiszę milszy list i podzielę się z panem wszystkiemi nowinami folwarcznemi.

Pańska, jak zawsze,
Aga.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jean Webster i tłumacza: Róża Centnerszwerowa.