Tajemniczy opiekun/List LXIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jean Webster
Tytuł Tajemniczy opiekun
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1928
Druk Polska Drukarnia w Białymstoku Sp. Akc.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Róża Centnerszwerowa
Tytuł orygin. Daddy-Long-Legs
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

7-y grudnia.

Drogi Opiekunie-Pająku — Ojczulku.
Dziękuję panu za pozwolenie odwiedzenia Julji — uważam milczenie za znak zgody.
Boże, co za kołowrót towarzyski! W zeszłym tygodniu bal Fundatorek — po raz pierwszy w tym roku wolno nam już było, jako słuchaczkom wyższego kursu, brać w nim udział.
Zaprosiłam Jimma McBrida, a Sallie — jego kolegę i współtowarzysza pokoju z Princeton, tego, który był u nich na letnisku w tym roku; bardzo miły chłopak z rudemi włosami. Julja wysłała list z zaproszeniem do jakiegoś pana z New-Yorku, nieszczególnie zajmującego, ale towarzysko nieskazitelnego. Ff!... Skoligacony jest z samymi De la Mater Chichesterami. Może panu to coś mówi? Mnie nic, a nic.
Ale mniejsza o to. Nasi goście przyjechali w piątek po południu, w sam czas na herbatę u Senjorek, a potem pospieszyli do hotelu na obiad. Hotel tak był przepełniony, że spali rzędami na stołach bilardowych — tak przynajmniej mówią. Jimm McBride twierdzi, że następnym razem, jak otrzyma zaproszenie na bal w naszem kolegjum, przywiezie z sobą namiot i rozstawi go na polu.
O wpół do ósmej powrócili na przyjęcie u Przewodniczącej i na bal. Nasze zabawy zaczynają się wcześnie! Miałyśmy karty panów przygotowane naprzód i po każdym tańcu ustawiałyśmy ich grupami pod pierwszemi literami ich nazwisk, ażeby partnerki w następnym tańcu mogły ich łatwo odszukać. Tak np. Jimm McBride wyczekiwał cierpliwie w grupie M., dopóki nie zostanie wezwany. Miał przynajmniej wyczekiwać cierpliwie, ale ustawicznie kręcił się i mieszał z R-ami, S-ami i rozmaitemi innemi literami. Przekonałam się wogóle, że bardzo kłopotliwy z niego gość; był nadąsany, bo tylko trzy razy tańczył ze mną. Utrzymywał, że nie śmie tańczyć z pannami, których nie zna!
Nazajutrz urządziłyśmy humorystyczny koncert klubowy. Jak panu się zdaje, czyjego autorstwa jest zabawna nowa piosenka, specjalnie ułożona na tę okazję? Naprawdę, jej. Jej samej. Nie kłamię. O, powiadam panu, Ojczulku, że pańska mała znajdka, jest na dobre na drodze stania się wybitną osobistością!
Nasze dwa wesołe dni były stanowczo uwieńczone wielkiem powodzeniem, i zdaje mi się, że i mężczyźni doskonale się bawili. Niektórych z nich bardzo peszyła z początku myśl, że znajdą się wobec tysiąca dziewcząt; bardzo prędko jednak oswoili się z tem. Nasi obaj panowie z Princeton świetnie spędzili czas, jak przynajmniej zapewniali uprzejmie, zapraszając nas zarazem na swój własny bal, który ma się odbyć na wiosnę. Przyjęłyśmy zaproszenie, proszę więc, niech pan nie stawia opozycji, Ojczulku.
Julja, Sallie i ja miałyśmy nowe suknie. Każda inną. Chce pan, żebym je opisała? Suknia Julji była kremowa atłasowa, haftowana złotem; do tego purpurowe storczyki. Powiadam panu, marzenie — nie suknia. Sprowadzona wprost z Paryża. Musiała kosztować jaki miljon dolarów.
Sallie miała suknię blado-niebieską z perskiemi haftami, doskonale dopasowaną do jej rudych włosów. Kosztowała może mniej, niż miljon, ale była niemniej świetna, niż Julji.
Moja była blado-różowa krepdeszynowa, przybrana kremowemi koronkami i różowym atłasem. Do tego miałam pąsowe róże, przysłane mi przez J McB. (Sallie podszepnęła mu, jaki ma wybrać kolor). Wszystkie trzy miałyśmy atłasowe pantofelki, jedwabne pończoszki i zarzutki gazowe koloru sukni.
Wszystkie te szczegóły modniarskie wywrzeć musiały na panu głębokie wrażenie — prawda?
Trudno oprzeć się myśli, że biedni mężczyźni, dla których gaza, koronki weneckie i ręczne hafty pustemi są jeno dźwiękami, zmuszeni są pędzić szary, bezbarwny żywot. Kobieta, natomiast, bez względu na to, czy poświęca się specjalnie dzieciom, mikrobom, poezji, kuchni, służącym, równoległobokom, ogrodnictwu, Platonowi czy brydżowi — zasadniczo i nadewszystko poświęca się sukniom.
Jest to jedyny rys natury, który spokrewnia z sobą cały świat. (Myśl nie moja; zapożyczyłam ją z jednej ze sztuk Shakespeara).
Powróćmy jednak do naszych spraw. Czy mam powierzyć panu, Ojczulku drogi, pewien sekret, niedawno przeze mnie odkryty? A przyrzeknie mi pan, że nie będzie mnie pan uważał za próżną? W takim razie proszę posłuchać:
Jestem przystojna.
Naprawdę. Byłabym straszną idjotką, gdybym nie wiedziała o tem, mając trzy lustra w pokoju.

Przyjaciółka.

P. S. Niech to będzie taki niegodziwy anonimowy list, o jakim czyta się w powieściach.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jean Webster i tłumacza: Róża Centnerszwerowa.